Na szczecińskich scenach reżyserował już kilka ważnych spektakli (trzeba tu wymienić „Eine Kleine...” według prozy Artura D.Liskowackiego). Jego najnowszą inscenizację, stworzoną na podstawie własnego scenariusza, też z pewnością do istotnych i nieprzeciętnych dzieł zaliczymy. Premiera „Skoczni w Jerozolimie” w reżyserii Pawła Kamzy, nastąpiła 9 kwietnia na scenie Malarni.
Pomysł na spektakl inspirowany postacią i filozofią Józefa Tischnera zrodził się wówczas gdy Kamza otrzymał propozycję realizacji spektaklu na 40-lecie Teatru Współczesnego. Postanowił wówczas stworzyć dramat, w którym skomentuje niejako kwestię wiary w życie przyszłe. Temat, któremu Tischner poświęcił wiele uwagi w swych pismach, ale nie zdołał zsumować swych przemyśleń w całość. Głównym bohaterem „Skoczni...” jest zatem ksiądz (Wojciech Sandach), który wyrusza do Ziemi Świętej, by po drodze szukać odpowiedzi na pytania najważniejsze...
Pielgrzymując do Jerozolimy spotyka na swej drodze m.in. outsidera Leję, który kiedyś był jego kolegą z klasy (Robert Gondek), panią adwokat, Patrycję (Beata Zygarlicka), dawną swą miłość, Różę (Grażyna Madej). Rozmawia też z ojcem Francesko, przyjacielem z seminarium (Jacek Piątkowski). Każde z tych spotkań, to dialogi dotykające ludzkich potrzeb i pragnień, nadziei, które motywują do działania, a nieziszczone powodują zwątpienie.
Ten czas to nie tylko słowa, ale też obrazy, bo przecież wędrowiec odwiedza takie miejsca jak Wenecja, Neapol i Sorrento, emanujące południowym nastrojem. Mimo to, scenografia spektaklu jest oszczędna i surowa. Punktem wyjścia do jej stworzenia była myśl Simone Weil „Jesteśmy jak beczki bez dna tak długo, póki nie zrozumiemy, że mamy dno”. Takie obiekty są właśnie głównymi rekwizytami. Beczki i ich części imitują stół, krzesło, gondolę. Zbudowana z nich konstrukcja to także tytułowa skocznia, natomiast ściana z blachy falistej pomazana graffiti, dopełnia przestrzeń dramatu, umieszczonego w codzienności i doczesności, a tak wiele mówiącego o duchowości i wieczności.
Choć temat jest poważny, to Kazma, nie wypełnia dialogów tylko powagą. Jest w nich też humor. Obecny zwłaszcza w ostatnim spotkaniu księdza, ze Staszkiem Marusarzem (w tej roli Barbara Lewandowska). Zatem jest to coś w tischnerowskim duchu, bo jak wiemy ten filozof często się dowcipem posługiwał.
Można traktować ten spektakl jako hołd dla wielkiej umysłowości (Kamza był studentem Tischnera w Krakowie), ale to oczywiście bardziej złożony przekaz. Trzeba dodać, że towarzyszy mu wystawa fotografii reżysera z miejsc, które odwiedza bohater spektaklu (umieszczona w korytarzu Malarni). Zorganizowana została też dyskusja o tematach w nim poruszonym z udziałem teatrologa, Jacka Wachowskiego, psycholog Marii Ligockiej i reżysera przedstawienia (odbyła się 10 kwietnia, po spektaklu).
„Skocznię...” można zobaczyć również 29 i 30 kwietnia.
Komentarze
0