Kult to chyba wciąż najbardziej popularny krajowy zespół rockowy. Grają w takich miejscach jak katowicki „Spodek” czy poznańska „Arena” więc także w Szczecinie musieli wystąpić w dużej hali by zmieścili się wszyscy chętni by ich zobaczyć na żywo. Ostatnio ich tzw. pomarańczowe trasy czasy przebiegały regularnie przez halę WDS, jednak tym razem organizatorzy zdecydowali się na przestronniejszą halę MTS przy ul. Struga.
Co ciekawe nie padły ze sceny żadne komentarze polityczne, a okazji przecież nie brakowało skoro zespół sięgnął m.in. po przebojowy „Lewy czerwcowy” Płyta „Ostateczny krach systemu korporacji”, z której ta pieśń pochodzi była zresztą dość silnie reprezentowana bo zabrzmiały z niej jeszcze: „ Dziewczyna bez zęba na przedzie”, „Krew jak śnieg” , „Grzesznik”, „Goopya Peezda” i „Poznaj swój raj” (chyba jeden z najostrzejszych numerów wieczoru). Nic dziwnego, bo to ostatnia tak udana płyta Kultu. Z wydanych po niej dwóch kolejnych albumów zespół przedstawił na tym koncercie tylko ewidentne hity: „Brooklińską Radę Żydów” i „Kocham Cię a miłością swoją”. Tymczasem z archiwum polskiego rocka wyjęto jeszcze m.in. „Wódkę”, „Młodych Warszawiaków” oraz „Totalną Stabilizację” zaśpiewaną przez Janusza Grudzińskiego. Wtedy Kazik mógł sobie trochę odpocząć, a na pewno było mu to potrzebne.
Jeżeli chodzi o płytę „Spokojnie” tym razem los padł na „Patrz !”. Na pewno fajnie by było usłyszeć też inne rzeczy z tego klasycznego albumu (ja np. życzyłbym sobie choćby „Axe” czy „Arahji”), ale i tak, trzeba przyznać, że repertuar był interesujący (i nieszablonowy). Jedyne na co możnaby narzekać to nagłośnienie, które niestety nie było najlepsze. Jednak nie zważając na ten mankament publiczność, zwłaszcza pod samą sceną, bawiła się prawie bez przerwy. Ochrona Kultu miała jak zwykle sporo pracy bo ponad barierkami prawie co chwila „przelatywały” ciała unoszonych na rękach, rozentuzjazmowanych widzów.
Pod koniec przyszedł czas na „Lipcowy poranek” z repertuaru Uriah Heep. Kazik zapowiadjąc go dodał, że to będzie już ostatni numer i właściwie tak rzeczywiście mogłoby być, ale kiedy został on brawurowo wykonany przez zespół wiadomo było, że po przerwie panowie z powrotem muszą pojawić się na scenie. Nie zagrali przecież jeszcze kilku numerów bez których trudno sobie wyobrazić ich występ... Nie trzeba było długo czekać, bo po krótkiej pauzie zabrzmiała charakterystyczna basowa introdukcja grana przez Irka Wereńskiego i zaczęła się „Polska” – utwór, który stał się niemalże hymnem tego zespołu za sprawą swego bardzo celnego tekstu. Kazik oczywiście grał w nim na saxofonie, z którym nie rozstał się już do końca koncertu. Potem mogliśmy usłyszeć „Konsumenta” i „Krew Boga” a zatem równie stare kompozycje, które były bardzo dobrym zwieńczeniem tego trzygodzinnego rockowego misterium.
Komentarze
0