„Biedował do 1956 roku, czasem mogąc sobie pozwolić jedynie na porcje ryżu w barze mlecznym; oszukiwał głód psychedryną albo innymi dostępnymi środkami” Tak pisał Tadeusz Sobolewski we wstępie do  „Tajnego dziennika” Mirona Białoszewskiego . Sytuacja poety zmieniła się wraz z wydaniem „Obrotów rzeczy” – tomu poetyckiego, skomponowanego przez Artura Sandauera. Wydawnictwo PIW niedawno opublikowało po raz kolejny I tom dzieł zebranych tego twórcy, zawierający m.in. te wiersze.

Otrzymujemy w tej książce cztery najwcześniejsze zbiory wierszy poety, w tym oczywiście debiut – „Obroty rzeczy”, który był wyborem poetyckich dokonań Białoszewskiego, dokonanym przez Artura Sandauera. Krytyk zabiegał o to, by nie wprowadzano żadnych zmian w zapisie tych utworów, by zostały wydrukowane w takiej formie jaką akceptował autor. Nie było to łatwe, ale jednak ingerencje w twórczość poety nie nastąpiły i kiedy tom się ukazał (w 1956 roku), był niewątpliwie literackim wydarzeniem. To w nim znajdziemy m.in. tak bardzo cenioną i podziwianą „Karuzelę z madonnami”, dedykowane Sandauerowi „Moje Jakuby znużenia” czy przejmująca „Autobiografia”.

Następne tomiki: „Rachunek zaściankowy” (1959), „Mylne wzruszenia” (1961), „Było i było” (1965), które są w tym tomie dzieł zebranych obecne, to oczywiście świadectwo przemian estetyki i warsztatu twórczego Białoszewskiego To, co je wszystkie łączy, to unikalny, niezwykły ton, odzwierciedlający się w połączeniu zamierzonej niedbałości z swoistym uporządkowaniem.

Białoszewski praktycznie przez całe życie był "poetą osobnym". Jego dzieła nie podlegały szufladkowaniu, klasyfikowaniu, sprawiały duże trudności analizującym je krytykom.

Autor „Namuzowywania” (także w tym tomie obecnego) , nie brał udziału w życiu politycznym, rzadko stykał się z grupami poetyckimi, świadomie izolując się we własnym, pozornie tylko ograniczonym świecie („zgubić się na domowego ubić się na leżącego skupić się na malutkiego: kontempsiumplanie” pisze w wierszu „najpełniejsze życie koczownicze”).

 

Jego twórczość mocno związana była zawsze z badaniem właściwości i potencjału języka, stąd bywał często nazywany "poetą lingwistycznym". Zdecydowanie przechodził ponad granicami tzw. języka literackiego, nie poddawał się regułom, zasadom, schematom.

Dlatego jego zainteresowania wzbudzała mowa poślednia, gaworzenie, przejęzyczenia gry słów, automatyczne powtórzenia. Często czerpał z języka mówionego, ze zwrotów zasłyszanych,”pożyczonych”. Wszystko to mogło być dla niego tworzywem, z którego korzystał próbując znaleźć środki do takiego opisu rzeczywistości jaki by go zadowalał.

Ostatni fragment książki, to dziennik poetycki „Było i było”, w którym liryka została połączona z formą dziennika i dlatego była już bliska prozy. Wieńcząca całość miniatura „Święto” jest już de facto czystą prozą właśnie. W niej wyraża m.in. refleksję dotyczącą swoich wizyt u dentystki: „ Na wiercenie w zębie mam radę, mówię sobie: - Ona mi załatwia moja ważną sprawę. Każda plomba mnie dźwiga.” Z codziennych, z pozoru błahych doznań wydobywał istotność, swoistą ważkość... Z chwilą ukończenia tych utworów Białoszewski przerwał pisanie wierszy na dziesięć lat.

Niniejsze wydanie zostało poprawione. Pięć wierszy, które się znalazły w tym zbiorze, zostały opisane jako dzieła Ludwika Heringa.