Od piątku jest już w sklepach nieznośnie różowa płyta... Chorzy zapowiadali wydanie tego albumu już rok temu, ale chyba dobrze się stało, że nieco się odwlekła premiera handlowa ich drugiej płyty.
Dystrybucją płyty, która nosi tytuł "Nieznośna lekkość hitów" zajmuje się Fonografika, a zatem jest szansa na lepszą promocję niż to było w przypadku debiutu Chorych (wtedy jeszcze na Odrę). Niewątpliwie przyciąga uwagę okładka płyty. Insekty pełznące po intensywnie różowej obwolucie pewnie jednych zachecą do zajrzenia do środka, a innych zniechęcą. Kiedy jednak odpalimy CD w odtwarzaczu, to wrażenia mogą być zaskakująco dobre. Początek albumu dotyczy wlaśnie promocji i jest to dosadny komunikat, zatytułowany jednoznacznie "Macie mi to puścić w radiu" z tekstem żartobliwie ocenzurowanym, dostosowanym do emisji w porze obiadowej... Mocny, szybki cios, który może jednak trochę zmylić słuchacza, bo cały album jest eklektyczny i mieszanka konwencji może nieznających dokonań Chorych, zaskoczyć.
Niewątpliwie w rockowej stylistyce, którą ten zespół się generalnie posługuje, nie jest łatwo stworzyć coś całkiem świeżego i nowatorskiego. To obszar już bardzo mocno wyeksploatowany i właściwie jedynie zespoły łączące style, mogą zaproponować to COŚ. Czym zatem wyrożniają się Chorzy? Zaproszonymi na płytę gośćmi raczej nie, bo co prawda usłyszymy na niej Czesława Mozila, CeZika, Krzyśka Zalewskiego i Damiana Ukeje, ale cała ta brygada pojawia się w jednym utworze - "Każdy mężczyzna ma w sobie coś z geja" i nie jest to udział bardzo znaczący...(choć jednak sprawia, że akurat po ten numer sięgają radiowcy, bojąc się chyba wspomnianego już otwieracza).
Ogólnie wśród czternastu kompozycji na "Nieznośnej lekkości..." dominują utwory, w których na pierwszym planie jest tekst, a muzyka stanowi bardziej dopełnienie i ilustrację pgry słowne czyniąc np. diabła Bogu ducha winnym. Są też jednak wyjątki (utwory z silniejszą warstwą instrumentalną), do których należy chociażby lekko dansingowy w charakterze, numer czwarty - "Nogi miała do samego piekła" w którym gra trójka muzyków Baltic Neopolis Orchestra. Poza tym na płycie znajdziemy też rytmiczny, wręcz taneczny komentarz do fenomenu hitu "Happy" czyli "Moves like Pharrell", zaśpiewany częściowo po angielsku.
Wtręty obcojęzyczne trafiają się jeszcze w finale "Sorry I`m fine", ale Olek słusznie czyni, wybierając generalnie polszczyznę, bo jednak siła jego zespołu, to wciąż przede wszystkim teksty (jeden z lepszych to "To jest moja gra wstępna") i dobrze jest gdy ich (często przewrotny) sens dotrze do większości.
Komentarze
0