Hotelarze zapewniają, że ceny noclegów nad Bałtykiem od ubiegłego roku niemal się nie zmieniły, a w niektórych hotelach jest nawet taniej. Tymczasem w gastronomii ceny cały czas rosną. Za przykład mogą posłużyć lody i gofry, za które każdego roku trzeba płacić coraz więcej. Do tego niektóre punkty handlowe zaskakują klientów innymi dodatkowymi opłatami.

Dopłata za wafelek , a „gofr supreme” w cenie porządnego obiadu

Za gałkę lodów nad morzem w tym sezonie zapłacimy już nawet 9 złotych. Dodajmy, że w ubiegłym roku porcja lodów kosztowała maksymalnie 8 złotych. Kwoty poniżej tej wartości zdarzają się bardzo rzadko. Co więcej, w jednym z punktów w Międzyzdrojach znaleźliśmy rozróżnienie na „małe” i standardowe gałki. Za mniejszą trzeba zapłacić 6 złotych.

Zaskakujące mogą być tzw. opłaty dodatkowe. Od ubiegłego roku obwiązuje tzw. dyrektywa SUP, która zobowiązuje przedsiębiorców do doliczania kosztów jednorazowych opakowań. To zwykle ok. 25 groszy, jeżeli kupujemy lody w kubeczku, a nie w wafelku. Tyle że w niektórych lodziarniach za wafelek też już trzeba zapłacić.

„W lodziarni w Świnoujściu porcja lodów kosztowała 8 złotych, ale trzeba było dopłacić za wafelek. Standardowy kosztował 50 groszy, słodki – złotówkę, a z posypką – 2 złote. Nie ukrywam, że byłam w szoku, bo nie spotkałam się wcześniej z czymś takim” – napisała nasza czytelniczka.

Więcej zapłacimy także za gofry, choć ceny różnią się znaczenie w zależności od miejsca, w którym są zamawiane. Przykładowo w Świnoujściu znajdziemy gofra z cukrem pudrem już za 8,50 zł, ale są też punkty, w których za chrupiący przysmak zapłacimy nawet 12 złotych. Oczywiście cena rośnie wraz z ilością dodatków. Przykładowo „gofr supreme” z bitą śmietaną, owocami, gałką lodów i polewą może kosztować nawet 28 złotych. Jeszcze jakiś czas temu w tej cenie można było zjeść „porządny” obiad. 

Więcej płacimy za dodatki?

Czy wysokie ceny nad morzem powinny nas zaskakiwać? Eksperci przyznają, że w nadmorskich kurortach zawsze było drożej niż w całorocznych lokalach działających w innych dużych miastach.

– Musimy pamiętać, że dla kawiarni, lodziarni czy restauracji nad morzem szczyt sezonu to czas od czerwca do września. Wiele lokali działa tylko wtedy, a musi zarobić na utrzymanie w kolejnych miesiącach. Oczywiście wszystko ma swoje granice i o ile w czasie rosnącej inflacji i drastycznego wzrostu kosztów pracowniczych wzrosty cen były uzasadnione, tak obecnie przesadne podnoszenie cen może nie spotkać się z uznaniem konsumentów – zwraca uwagę dr Katarzyna Kazojć, ekonomistka.

– W ubiegłym roku ceny lodów czy gofrów kształtowały się na bardzo podobnym poziomie jak w tym roku. Podbijanie cen ma jednak miejsce w przypadku dodatków takich jak np. owoce, bita śmietana itp. Gastronomia ma duże koszty i szuka sposobów, jak zrekompensować je możliwie „kompromisowo”, czyli np. proponując mniejsze/większe porcje albo różne warianty smakowe konkretnego produktu z dopłatą. Klienci od czasów inflacji są bardzo wrażliwi na takie zachowania jak np. downsizing, gdy za takie same pieniądze oferuje się im mniejsze porcje – dodaje Anita Gałek, trenerka biznesu i ekspertka ds. handlowych.

„Polscy przedsiębiorcy musieli dopasować ceny do polskiego portfela”

Jak dodaje Piotr Kośmider, prezes świnoujskiego oddziału Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie, jeżeli chodzi o branżę hotelową, to w porównaniu z rokiem 2023 nad morzem widać wyraźną korektę cen. 

– Hotele obniżyły swoje ceny o kilkanaście procent. Tak chcą pozyskać polskich, w tym zachodniopomorskich turystów, którzy mogą wybierać między polskim morzem a np. podróżą z Goleniowa do Turcji. Jeżeli ceny wypadów zagranicznych są tańsze niż wypoczynek w Polsce, to trudno tu mówić o tym, co jest atrakcyjniejsze. Polscy przedsiębiorcy musieli dopasować ceny do polskiego portfela – tłumaczy Piotr Kośmider.

Na ten moment wakacyjne obłożenie w hotelach nad morzem oceniane jest na poziomie ok. 70%. Największym zainteresowaniem cieszy się tradycyjnie Świnoujście.