To już trzecia część przygód prokuratora Teodora Szackiego, a zarazem pożegnanie z jedną z najpopularniejszych polskich serii kryminalnych. Najnowsze śledztwo, które przyszło mu prowadzić, zmusi go do podjęcia decyzji niosących za sobą ogromne konsekwencje.
Czterdziestoletni prokurator trafia do Olsztyna, dostaje pod opiekę asesora, układa sobie życie  nz nową kobietą i zmaga się z hormonalnymi wahaniami nastrojów nastoletniej córki. Znudzony codziennością i brakiem wymagających dochodzeń, marzy o jakimś zwrocie akcji. Z początku niewinne odkrycie ludzkich szczątków (zapewne wieloletni nieboszczyk, myśli Szacki) okazuje się początkiem skomplikowanego śledztwa. Prokurator traci swój zawodowy dystans i zaczyna niezwykle emocjonalnie podchodzić do sprawy – co nie powinno dziwić, córka wydaje się być w niebezpieczeństwie.
 
Miłoszewski pisze bardzo ciekawym językiem, konstruuje dialogi niezwykle realistycznie, wkładając w usta bohaterów wiele z mowy potocznej. Z drugiej strony dostarcza nam sporo fachowej wiedzy z zakresu chemii (podczas opisu spotkań Szackiego z patologami). Takie połączenie i zrównoważenie językowe sprawia, że książkę czyta się lekko i przyjemnie, nie mogąc się od niej oderwać. Najbardziej jednak rozczula mnie nawiązanie do bajki „Kraina Lodu”, kiedy jeden z bohaterów śpiewa piosenki z disnejowskiej produkcji.
 
„Gniew” to prawdopodobnie najmroczniejsza część, genialnie dopracowana w szczegółach, z fantastycznym pomysłem na zagadkę kryminalną, z trochę gorszym pożegnaniem, z siwowłosym prokuratorem. To spojrzenie na nieludzką obojętność wobec przemocy domowej. To historia o tym, że nieczułość na krzywdę innych może doprowadzić do tragicznego końca, chociażby samosądu. To apel, by przestać odwracać wzrok od katowanych, a wyciągnąć pomocną dłoń w ich stronę. Mając w świadomości, że to ostatnia przygoda Szackiego, odczuwam niedosyt, czytając finalne zdania, nie bardzo wierząc, że w taki sposób może się skończyć jego historia.
 
Z niecierpliwością czekałam na książkę, pełna nadziei na kolejną po „Uwikłaniu” i „Ziarnie prawdy” niesamowitą przygodę prokuratora. Nie zawiodłam się na koncepcie morderstwa – do ostatnich stron Miłoszewski trzyma nas w niepewności. Choć i tak każdemu fanowi kryminałów z ręką na sercu będę polecać tę trylogię - dorównuje skandynawskim (co jest chyba najlepszym komplementem, jaki można sprawić kryminałowi) – samo rozstanie z głównym bohaterem nieco mnie rozczarowało.