"Trochę bandyta, trochę wariat, duży alkoholik. Ale niesłychanie zdolny chłopak". Tak pisał o nim w swoim "Alfabecie" Stefan Kisielewski. Kilka dni temu minęła 30 rocznica śmierci Ireneusza Iredyńskiego, twórcy trochę już zapomnianego, dlatego cieszy fakt, że można od niedawna sięgnąć po jego biografię , zatytułowaną "Gra w butelkę", a napisaną przez Małgorzatę Raduchę.
Był przede wszystkim dramaturgiem, ale też prozaikiem i poetą. Tworzył także scenariusze filmowe, teksty piosenek, liczne słuchowiska, a nawet bajki. To jak był postrzegany i oceniany przez jemu współczesnych, a także następne pokolenie, nie jest jednak przeważnie efektem dokonań literackich... 
 
Urodził się w Stanisławowie w 1939 roku, a później, w powojennej Polsce, mieszkał m.in. w Bochni i w Krakowie. Tam  w 1955, debiutował wierszem "Podhale zimą", wydrukowanym w dodatku kulturalnym do „Dziennika Polskiego”. Trzy lata później znalazł się w Warszawie a w wieku 20 lat, został przyjęty do Związku Literatów Polskich Wówczas miał już wydaną powieść kryminalną "Ryba płynie za mordercą", napisaną jako Umberto Pesco, a także tom poezji "Wszystko jest obok". Uczył się m.in. w Technikum Księgarskim, ale  matury nigdy nie otrzymał. Jego rodzinne sprawy, też nie były skomplikowane, bo matka pozostawiła go jeszcze w czasie wojny, natomiast ojciec, Antoni Iredyński, walczący wtedy w armii Andersa, już po wojnie traktował dorastającego syna źle.
 
Kontakty miedzy nimi stawały się coraz rzadsze, ale kiedy autor "Dnia oszusta" stał się znany i finansowo niezależny, pan Antoni skierował do sądu wniosek o zasądzenie alimentów od swego syna i zostały mu one przyznane. Mimo, że się nie spotykali w następnych latach, to Ireneusz regularnie tę nalezność płacił...
 
O tym dlaczego pisarz stał się obiektem zainteresowania SB,pisała już m.in. Joanna Siedlecka w książce "Obława". Autorka"Gry w butelkę..." oczywiśce także ten temat podejmuje, przytaczając wiele relacji  oraz fragmentów zapisów z akt i raportów  tajnych współpracowników służb. Niewątpliwie Iredyński był człowiekiem, który bywał w znanych lokalach stolicy i prowadził dość rozrywkowy tryb życia, znajdując czas na alkohol i towarzystwo kobiet oraz na spektakularne potyczki. Tak było np. w SPATiFie, do którego przychodził "ciężki w pięści" Andrzej Brycht. Władzom się to oczywiście nie podobało.Dlatego intensywna inwigilacja i nadzór trwaz do cyasu gdz zostały zakończone sukcesem. Iredyński został w listopadzie 1965 roku aresztowany pod zarzutem usiłowania gwałtu...
 
Wspomniany już Kisiel pisał w "Alfabecie", że było to zatrzymanie "niewiadomo za co". Faktycznie bowiem Iredyński zasłużył na nie podobno tym, że pobił prokuratora, może też uwiódł jego córkę. Tak czy owak po procesie sądowym pisarz trafił do zakładu karnego w Sztumie i tam odbywał karę 3 lat pozbawienia wolności. O tym czasie autorka pisze w rozdziale o znamiennym tytule "Zejście do piekła".
 
„Gra w butelkę” to  oczywiście nie tylko przegląd sensacyjnych szczegółów z barwnego życia utalentowanego skandalisty. Raducha zajmuje się także twórczością Iredyńskiego. Podsumowaniem tych rozważań i analiz jest ostatni rozdział "Trzecia pierś", w którym autorka konfrontuje różne (także te bardzo krytyczne) opinie na jej temat, próbując odpowiedzieć także na pytanie: dlaczego aktualnie tak rzadko jest ona obecna choćby na scenach teatralnych. Mam nadzieję, że tak, znakomicie npisana, biografia Iredynskiego, nie utonie w potopie innych propozycji tego typu i sięgną po nią także ci, którzy tę postać znali tylko z awanturniczej legendy.