Tenor, który zajął się sprzedażą pączków, wynalazca lodówki w kształcie kobiety czy student, przeprowadzający wywiad z żoną nieuchwytnego gangstera – to tylko niektóre postacie z wczesnych opowiadań Kurta Vonneguta. Zbiór dotąd niepublikowanych w Polsce nowel tego pisarza – „Gdy śmiertelnicy śpią” (w przekładzie Zofii Uhrynowskiej-Hanasz) wydany został niedawno przez oficynę Albatros.

Autor „Rzeźni numer 5” pisał te utwory w latach 50., gdy jeszcze tak naprawdę nie wiedział, że to będzie jego stałe źródło utrzymania. Powodzenie pierwszych tekstów wysyłanych do takich magazynów, jak „Collier’s” czy „The Saturday Evening Post” sprawiło, że uwierzył w swoje możliwości i postanowił kontynuować ten „proceder”.

Bohaterem opowiadania, które dało tytuł całemu zbiorowi jest dość ekscentryczny dziennikarz Fred. Narrator mówi o nim, że „stracił szacunek nie tylko do Bożego Narodzenia, ale także dla rządu, małżeństwa, biznesu, patriotyzmu i wszystkich innych możliwych oficjalnych instytucji. Jego jedynymi ideałami, o jakich kiedykolwiek wspominał, były: zwięzły wstępniak, dobra ortografia, dokładność i szybkość w relacjonowaniu ludzkiej głupoty”. Ten opis dobrze charakteryzuje też inne postacie Vonnegutowskiego uniwersum. Najczęściej są to mieszkańcy amerykańskiej prowincji, gdzieś na obrzeżach wielkiego świata, próbujący znaleźć szczęście żyjąc według własnych zasad.

W takim stylu już się teraz raczej nie pisze, bo to opowiadania nieco sentymentalne, przesiąknięte duchem epoki, która już jest dość daleką przeszłością. Jednak w tym właśnie tkwi oryginalność tej prozy. Vonnegut jest humanistą, który podsuwa nam wartościowe prawdy o życiu, bez popadania w schematyczny moralizm. W ciekawie zarysowanej intrydze, która ma zachęcić czytelnika do lektury, przemyca sugestie dotyczące tego, co jest tak naprawdę ważne i godne poświęcenia. W jednym z najlepszych opowiadań tego zbioru, zatytułowanym „Ruth”, młoda kobieta przyjeżdża do swojej teściowej by porozmawiać o jej synie, a swoim mężu, który zginął w czasie działań bojowych.

Starsza pani próbuje zawłaszczyć pamięć o mężczyźnie, który dla niej jest wciąż małym chłopcem Taka sytuacja prowadzi do konfliktu, który narasta jeszcze gdy Ruth niechcący rozbija przedmiot wykonany przez Teda w dzieciństwie (ulokowany przez jego matkę w „szafce-sanktuarium”). Stawką w tej walce jest nie tylko pamięć, ale także dziecko, które ma niedługo urodzić młoda wdowa... W kilku opowiadaniach z tego zbioru (choćby w „Mowie pieniędzy”) zakończenia są według mnie niedopracowane, napisane chyba w pośpiechu. W przypadku „Ruth” finał (afirmujący zrozumienie i empatię) jest naprawdę zaskakujący i dlatego tą nowelę można uznać za jeden z najlepszych utworów Vonneguta w ogóle.

Do tych najbardziej godnych uwagi fragmentów tomu należy też niewątpliwie „Hala maszyn”. Również w tym opowiadaniu główne bohaterki to kobiety i trzeba przyznać, że Vonnegut ich psychologiczne portrety kreśli bardzo starannie. To także ciekawa wizja pracy w korporacji, wciąż aktualna. Są także w tym zbiorze opowiadania, w których dominuje humor i groteska (np. „Tango”) czy wątki sensacyjne („Pan Z”), ale praktycznie zawsze pod podszewką formy można znaleźć jakąś nieoczywistą myśl. Dlatego choć jest to pozycja szczególnie cenna dla fanów Kurta Vonneguta, to zapewne zainteresuje też wielbicieli starej dobrej szkoły „opowiadaczy”.