Spektakl „Oskar i pani Róża” od dwóch i pól roku nie schodzi z afisza szczecińskiego Teatru Współczesnego. Premiera tego dzieła wyreżyserowanego przez Annę Augustynowicz, odbyła się pod koniec października 2004 roku i można powiedzieć, że cieszy się on niesłabnącym powodzeniem wśród widzów. Postanowiłem więc sprawdzić czy to rzeczywiście tak dobre przedstawienie i udałem się na nie w ostatnią niedzielę 27.05.
10-letni Oskar, niczym jego imennik - bohater „Blaszanego Bębenka” choć niewielki wzrostem myśli jak dorosły, komentując otaczający go świat, krytykując hipokryzję ludzi. Opiekuje się nim pani Róża, którą on nazywa ciocią. Opowiada mu o swej karierze legendarnej zapaśniczki, która potrafiła pokonać nawet natrudniejsze przeciwniczki, przekonując, że także on jest zdolny do działań zdawałoby się niemożliwych. Za jej namową chłopiec pisze codziennie list do Boga, przedstawiając prozaiczne wydarzenia dnia i dodając prośby od siebie. Świadomy tego, że umiera, stara się przeżyć ostatnie dni życia jakie mu pozostały tak aby z nich zyskać jak najwięcej. W tej „zabawie” jedna doba to 10 lat życia. Tak więc Oskar w tym czasie przeżywa problemy dojrzewania, miłość, rozstanie, kryzys wieku średniego i zmierzch starości. Towarzyszy mu gorycz porażek i zwątpienia, radość i satysfakcja z sukcesów, a przede wszystkim humor, który w przewrotny sposób ubarwia każde wydarzenie.
Szpital to dla niego cały świat, a inni mali pacjenci (Einstein, Popcorn czy Peggy Blue) to najważniejsi ludzie. Jego rozważania w obliczu nieuchronnego końca dotykają najistotniejszych kwestii, o których traktuje filozofia. Jaki jest sens życia, co to jest szczęście, czy Bóg istnieje ? Myślę, że oglądając ten spektakl w jakiś sposób stajemy się bliżsi odpowiedzi na te pytania, a jeśli ktoś jest odmiennego zdania to mimo wszystko musiał chyba docenić kunszt dramatyczny duetu aktorów, którzy w nim zagrali czyli Wojciecha Brzezińskiego i Anny Januszewskiej.
Foto: Marek Biczyk
Komentarze
0