Te słowa do nieżyjącego już Jerzego Szaniawskiego skierowała jego chora psychicznie żona Anita. Dobitny obraz jej szaleństwa przedstawia w swym monodramie pt. „Uwaga złe psy” Remigiusz Grzela. W postać Anity Szaniawskiej wcieliła się Małgorzata Rożniatowska. Spektakl odbył się 19 kwietnia w Teatrze Kana w ramach Przeglądu Teatru Małych Form Kontrapunkt.
Związek sławnego pisarza i dużo młodszej zwykłej dziewczyny, związek tak udany i namiętny, wzbudzał ciekawość, sprowadzał gości. Jednak gdy już Zegrzynek zbyt był oblegany, co zagrażało prywatności zakochanej pary, Jerzy postanowił- żadnych gości. Początkowo izolacja służyła im, pierwsze pół roku było ich najpiękniejszym okresem. Ale po jakimś czasie okazało się, że jeszcze po śmierci Wandy była inna- miłość jego życia, która go odtrąciła, i Jerzy wówczas dopiero zajął się na poważnie Anitą. Odtąd „nic już nie było tak samo, straciła serce”. Ta wiadomość rozpętała piekło, dolała oliwy do szaleństwa Anity. Zazdrość, żal, złość. Wzajemne prowokacje do kłótni. Wreszcie Anita odosobniła Jerzego od reszty świata, postanowiła leczyć jego schorzenia dość oryginalnymi metodami. Głodziła go, karmiła rozpuszczonym gipsem dla wzmocnienia kości, gdy nie mógł chodzić, ciągnęła go po podłodze i zmuszała by próbował tańczyć. On jej powtarzał „tylko ja cię stworzyłem, tylko ja cię zrozumiem”. „Świat nigdy do mnie nie pasował”- mawiała. Gdy Jerzy już zmarł, obwiniała się o jego śmierć. Wymyśliła dzieci, których nigdy z nim nie miała. Jadła z psami, demolowała dom, wreszcie dom ten spaliła, zabijając dwóch młodych ludzi.
Napis „Uwaga złe psy”, jak na każdej niemal posesji, widniał na zewnętrznej stronie bramy do dworku w Zegrzynku. Jednak Jerzy powiedział kiedyś Anicie, że napis ten w ich przypadku powinien być umieszczony od wewnątrz...
Wcielona w Anitę Małgorzata Rożniatowska opowiadała o tym wszystkim stopniowo przedstawiając cały wachlarz emocji, od miłości i dumy z poznania znanego pisarza na początku, przez zazdrość i okrutne szaleństwo, po żal, że tak to wszystko się skończyło. Poruszała widownię obłąkanym wzrokiem i drżącym głosem, który w przyroście emocji przeszedł w śpiew. Opowiedziała historię obłędu i toksycznej miłości, z perspektywy osoby obłąkanej, która nie do końca zdawała sobie sprawę ze swoich czynów. Lakonicznie pomijała rolę Anity w śmierci pisarza. Wyrzucała sobie nie to, jak go maltretowała, ale że nie mogła mu już potem pomóc. Umiejętnie wprowadzała nastrój szaleństwa.
Foto: Agnieszka Olczyk
Komentarze
1