Eskesta była dla mnie perełką sobotnich wśród propozycji Festiwalu. Nie często mamy okazję przyglądać się tradycyjnemu tańcu etiopskich Żydów. Jestem w stanie założyć się, że wielu widzów pierwszy raz zetknęło się z historią Feleszów, czarnoskórych wyznawców judaizmu z Afryki wschodniej. Po godzinie 21.00 na dużym dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich ważny był już tylko ruch, ruch nietypowy, ruch ramion…
Sam pokaz po prostu wciągał. Niby taniec jest zgodny z choreografią, ale wygląda tak naturalnie, jakby faktycznie scena była miejscem wypowiadania tancznej modlitwy. Podczas tradycyjnych tańców, takich jak taniec ramion Amharów czy taniec stóp ludu Gurage, widać było uśmiech na twarzach czarnoskórych artystów. Na podziw zasługują opracowane do perfekcji izolacje- jeśli ruszać miały się tylko ramiona, to reszta ciała utrzymywana była w jednej pozycji. Z drugiej strony bywały też elementy wymagające niezwykłej koordynacji. Wszystko przy akompaniamencie bębnów, modlitewnych śpiewów i klaskaniu.
Druga część pokazów to współczesny taniec inspirowany tradycyjnym ruchem ramion, wzbogacony o historię. Ten teatr tańca pokazywał morderczą ucieczkę Żydów z Etiopii do Izraela. Dodatkowym atutem było wykorzystanie parasoli oraz „cheras”, czyli krótkich kijków zakończonych kitą z końskiego włosia.
Nie sposób nie wspomnieć o strojach. Białe tuniki przewiązane barwnym pasem, kobiece spódnice w kolorach tęczy, wszystko specjalnie zaprojektowane tak, by najlepiej oddawało utarte od wieków stroje towarzyszące modlitwom.
Byłam zachwycona. Siedząc na zamkowej ławce czułam jak samoistnie poruszają się moje ramiona w rytm dźwięków bębna. Może trochę szkoda, że tancerze występowali na scenie. To wszystko wydawałoby się bardziej prawdziwe i naturalne na trawiastej polanie przy blasku ogniska.
Komentarze
0