Miniony rok był dla Szczecina muzycznie bardzo ciekawy. Jednym z najbardziej spektakularnych wydarzeń, był powrót z nowym, kapitalnym albumem „Terminal Code” zespołu Cruentus. Zapraszamy do lektury pierwszej części obszernego wywiadu, jakiego dla naszego portalu udzielił basista kapeli, Jakub Lasota.
Tomasz Weinert: Jaki dla Cruentusa był mijający rok?
Jakub Lasota: Pracowity….bardzo pracowity. W tym roku kończyliśmy część prac nad płytą "Terminal Code”, które wieńczyły całość projektu. Była to końcówka produkcji muzycznej części krążka – mastering, którym zajmował się Szymon Czech ze Studia X z Olsztyna - oraz przede wszystkim prace nad jego oprawą graficzną – w tej kwestii mieliśmy wielką przyjemność działać z Bartkiem Rogalewiczem z Hellywood.net - i promocją, czyli rozsyłaniem go do mediów.
TW: Z jakim odbiorem spotkał się album?
JL: Myślę, że płyta spotkała się z dużym zainteresowaniem i odbiorem, który szczerze powiedziawszy przerósł nasze oczekiwania. Na dziś dwa największe pisma muzyczne wydawane w Polsce, to jest: Teraz Rock oraz Metal Hammer, oceniły "Terminal Code” bardzo wysoko. Na łamach pierwszego z czasopism mieliśmy całą stronę poświęconą na wywiad i recenzję. Znaleźliśmy się w tak zwanej Gablocie "Odloty”, która jest prezentacją trzech najlepszych płyt kwartału. W Metal Hammerze mieliśmy "płytę miesiąca”. Czekamy też na recenzję w Mystic Art i na ilę się orientujemy, to ona też będzie bardzo korzystna. Są to dla nas niewątpliwie spore sukcesy i jest to istotne docenienie naszej ciężkiej pracy. Rok oceniam ogólnie dobrze, może nawet bardzo dobrze.
TW: "Terminal Code” jest płytą dopracowaną w najdrobniejszym szczególe. Muzyka, warstwa liryczna, oprawa graficzna – wszystko to tworzy bardzo spójny koncept. Nawet taki drobiazg, jak sposób zapisania tekstów w książeczce (napisane jakby w HTML-u) idealnie pasuje do całej reszty. Ile czasu zajęło opracowanie dzieła tak kompletnego?
JL: Proces twórczy był dosyć długi i rozciągnięty w czasie. Niewielka część kompozycji powstała już w 2006 roku. Największa praca twórcza przypadła na 2009 rok, całość projektu zapinaliśmy cztery lata, które minęły od określenia koncepcji, do zamknięcia prac wydaniem płyty.
TW: Cztery lata to dosyć długo.
JL: Tak, ale dzięki temu wiele pomysłów miało możliwość dojrzenia, wiele zostało zweryfikowanych lub usuniętych. Rdzeń i kierunek artystyczny – to, co chcieliśmy wyrazić - syntezowany poprzez muzykę, teksty oraz oprawę graficzną pozostał jednak ten sam. Nabierał dojrzałości i mocy przez długi okres procesu produkcyjnego. Co ciekawe pierwotny, powstały w latach 2006 – 2007 szkic koncepcyjny, skupiał się na wielu pozornie niepowiązanych, jak się wtedy wydawało wątkach. Wraz z postępem prac całość, w sposób samoistny nabierała monolitycznego charakteru i ostatecznie "Terminal Code” jest właściwie koncept albumem. Myślę, że czas oraz naturalnie przebiegający, relatywnie długi proces twórczy jest bardzo istotny dla ostatecznego efektu.
TW: Jakie są Wasze następne najbliższe plany? Następna płyta?
JL: Następna płyta już powstaje, mamy na nią już około 30% materiału. Pracujemy też powoli nad klipem do nowego utworu, którego jeszcze nikt nie słyszał. Nawet my go jeszcze nie słyszeliśmy w ostatecznej formie (śmiech). To zajmuje nam teraz najwięcej czasu.
TW: Może jakieś koncerty? W Szczecinie trudno zobaczyć Was na żywo.
JL: Bo my jesteśmy w gruncie rzeczy bardzo nieśmiali (śmiech). Jeżeli chodzi o sferę koncertową, to powiem tak – z racji tego, że jesteśmy mocno zaangażowani zawodowo poza muzyką, mamy dosyć ograniczone możliwości, żeby dowolnie zapełniać rok koncertami. Staramy się wybierać takie lokalizacje, takie wydarzenia koncertowe, podczas których nasza muzyka będzie miała właściwą oprawę. Nie zrozum mnie źle – to nie jest jakieś "sadzenie się”, czy wywyższanie. Złożoność aranżacyjna i specyfika naszego brzmienia po prostu wymaga odpowiednich warunków. Jest to kwestia sprzętu, akustyki klubu, w którym występujemy. Wolimy zagrać mniej, ale mieć możliwość odpowiedniego przygotowania się, bo to oczywiście także jest zależne od nas, nie tylko od klubu. Nie zmienia to faktu, że w 2011 roku planujemy bardziej intensywne działania koncertowe. Jest to również związane z tym, że mamy świeżą krew w zespole, Barta (perkusistę – przyp.red.), który jest młody, bardzo aktywny i chce dużo grać na żywo. W związku z tym zajmuje się kwestią aranżowania tych wydarzeń. Są bardzo uprawdopodobnione oczekiwania, że w 2011 roku będzie więcej koncertów.
TW: Jak do tej pory Cruentus, jak sami to nazywacie, przechodził regularne mutacje przy okazji kolejnych wydawnictw. Ja szczerze mówiąc odnosiłem nieco inne wrażenie. Wrażenie, że szukaliście własnego stylu. Wyniki tych poszukiwań nie za bardzo przypadały mi do gustu, aż do czasu wydania "Terminal Code", które "siadło” mi w całości. Mam takie odczucie, że w końcu znaleźliście stylistykę, która do Was pasuje i która Wam pasuje. Wspominałeś o nowej płycie – czego możemy oczekiwać? Kolejnej mutacji?
JL: Należy oczekiwać drastycznej zmiany! Tym razem tą zmianą będzie to, że będziemy kontynuować myśl, która została rozpoczęta na "Terminal Code". (śmiech) A tak serio to w tym, co powiedziałeś jest dużo prawdy, jednak dorzuciłbym do tego jeszcze parę innych kwestii związanych z naszymi szerokimi fascynacjami muzycznymi. Ja na przykład w gruncie rzeczy słucham głównie muzyki elektronicznej. Słucham jej dużo więcej niż metalu, którego wielu gatunków ostatnio zupełnie nie słucham. Te fascynacje, począwszy od "Event Horizon" (płyta Cruentusa z 2004 roku – przyp.red.), które jest dla mnie pierwszym dojrzałym wydawnictwem Cru, gdzieś tam przenikały przez naszą twórczość. Jakbyś się bardzo dobrze wsłuchał w taki numer jak „Juxtaposing The Patchworks”, usłyszałbyś dużo wspólnego z tym, co robimy w tej chwili. To jest tak, że drastycznie zmieniamy sos, opakowanie, ale rdzeń pozostaje ten sam. To się mieści w formule mutacji. Jest to również widoczne w tekstach, które ewidentnie powiązane mają wspólną myśl. Rozwój w warstwie lirycznej ocenił bym jako ewolucję, dotychczasowe zmiany w muzyce to bardziej mutacje. Nowa płyta w pewien sposób zerwie z tą konwencją i na tyle, na ile można ją ocenić na podstawie tego, co powstało do tej pory, będzie ewolucyjna względem "Terminal Code".
TW: Odnaleźliście ostatecznie swoją stylistykę?
JL: Myślę, że faktycznie, tak jak stwierdziłeś, jest to nasze miejsce. Miejsce, w którym chcemy sobie posiedzieć muzycznie dłużej, dobrze się w nim czujemy. Nie wyklucza to natomiast zaskoczeń, nowych rzeczy, które będą pozwalały na świeży odbiór tego, co robimy.
TW: Nie dacie się sobą znudzić.
JL: Nie nie, nigdy.
-
Jak zdobyć album „Terminal Code”? W czym tkwi sekret sukcesu muzyka? O tym wszystkim w drugiej części wywiadu, który na łamach naszego portalu pojawi się już wkrótce.
Komentarze
3