Kapela Ze Wsi Warszawa zmieniła skład, zaprosiła gości i nagrała płytę, która jest wzlotem artystycznym na wysokość dostępną dla unikatowych twórców. Od kilkunastu dni dostępny jest w sklepach ich najnowszy album – „Nord”, wydany przez Karrot Kommando.

Nowe światy

Jeżeli ktoś sądził, że bez Wojtka Krzaka i Mai Kleszcz, Kapela nie będzie już tak mocna i twórcza, to nie ma już wątpliwości, że się mylił. Następca wydanej przed czterema laty albumu „Infinity” – nagrywany tym razem głównie w warszawskim  studiu Sound and More, to materiał składający się z trzynastu utworów, które pozwalają słuchaczowi odwiedzić dźwiękowe światy, jakich nie doświadczył chyba jeszcze. Sześcioosobowa orkiestra folkowa, dowodzona przez Macieja Szajkowskiego używa takich instrumentów jak cymbały, baraban, kontrabas, skrzypce, fidel płocka czy bęben obręczowy, by za ich pomocą  stworzyć na bazie tradycyjnych  melodii, odpowiednio zaaranżowanych i wzbogaconych o naturalne efekty brzmieniowe, nową jakość.

Skandynawski koloryt

Pomagają im goście polscy i zagraniczni. Wśród pierwszych słyszymy m.in. Miłosza Gawryłkiewicza, którego partie trąbki uszlachetniły np. otwierający całość utwór „Ej ty, gburski synie”. Także w tej kompozycji oraz kolejnej („Grajo gracyki”) zagrał szwedzki zespół Hedningarna (czyli Poganie) i to oni dodali naszemu ludowemu pierwowzorowi skandynawskiego kolorytu. Pochodząca z Kanady, Sandy Scofield natomiast użyczyła swego głosu i uderzeń w szamański bęben w utworze „Bendzie wojna”. Ta kolaboracja zaciążyła nad przesłaniem całego albumu i sprawiła, że został nazwany „Nord”. Nie znaczy to jednak, że „obce” pierwiastki artystyczne zdominowały przekaz Kapeli. To wciąż nasz rodzimy, zakorzeniony na Podlasiu i Suwalszczyźnie, folk. „Kołysanka konopna" skonstruowana  z wielogłosowego unisono oraz rytualnie drapieżny "Kujawiak Czart" to przykłady na to, że ludowa polska nuta jest nadal na pierwszym planie.

Moim faworytem jest natomiast wieńczący dzieło „Step Owy”, jeden z dwóch najdłuższych numerów na tym wydawnictwie. Żałośliwy motyw melodyczny, poprowadzony przez basowe i perkusyjne pulsacje, pobrzmiewa tak frapująco, że ten finał „Nord” mógłby być niezłym hitem radiowym (po pewnej obróbce oczywiście).

 

Bogactwo odkryte

Wszystkie teksty utworów znajdziemy w książeczce, tak więc możemy je śpiewać z zespołem. Natrafimy w niej także na fragment „Nieśmiertelnych” Hermana Hesse, który przybliża nas do koncepcji płyty choćby w wersie „.. myśmy odnaleźli siebie w sferze lodu prześwietlonej gwiezdnie”. Sądzę, że faktycznie Kapela  wytworzyła bardzo dobrą formułę dla pokazania naszej tradycji w nowym świetle. Ten album jest tak precyzyjnie poukładany, że muzyka na nim zawarta mimo dopuszczenia chłodniejszych inspiracji, dalej napełnia nas dumą, że mamy u nas takie bogactwo, a co najważniejsze są artyści, którzy potrafią je wydobyć z ukrycia.