Cholera by wzięła te badeńskie mrozy! – rzucił Tomek zza kierownicy.  Twarz miał przyklejoną do szyby, na którą chuchał, aby przedrzeć się spojrzeniem przez zmarzlinę pokrywającą szkło. Spojrzałem w boczne okno; pole, nieliczne drzewa, horyzont zamknięty wzgórzami – tam już Schwarzwald. Byliśmy w połowie 10 kilometrowej trasy do LGI, aby podjąć pierwszą zmianę przy rolloucie, gdy nagle pośrodku pola, zza kępki drzew, wychynęła niewysoka ciemna postać. Biegacz. Przyodziany w obcisły strój sunął równym, posuwistym krokiem przez zaśnieżone pole. Wskazałem go ruchem głowy siedzącemu obok Bartoszowi: - patrzcie, tak też można walczyć z przestrzenią -  zauważyłem wciskając głębiej ręce w rękawice. Tomek spojrzał przez chwilę na biegacza – to Łukasz, nasz kolega ze zmiany. Biega do firmy kilka razy w tygodniu.


– 10 kilometrów? Przy minus 20 st.C? O 5.30 rano?


– Tak, ale to dla niego nie jest jakiś specjalny wyczyn. On biega 100 kilometrowe maratony, i to w górach… Szlag by te mrozy!


Krzysztof Salak: Gdzie się tak spieszysz? Od kiedy biegasz? Dlaczego biegasz po Niemczech? Nie ma w Polsce dobrych tras? Po co w ogóle tu przyjechałeś?


Łukasz Pawłowski: Spokojnie, powoli, możemy pogadać spacerkiem… Biegam od 2,5 roku. Zanim zacząłem biegać, nie wiedziałem, o co mi w życiu chodzi, robiłem to i tamto; studiowałem zarządzanie i ochronę środowiska skończyłem politologię, występowałem w kabarecie… he, he… ten sceniczny epizod mojego życia – mam nadzieję – będzie jeszcze trwał. Dystans – rzec można na trasie i w życiu łapię dystans. Poza tym bieg daje bezpośredni kontakt z ziemią, z powietrzem… biegnąc czuję zapach lasu, pola - słyszę, czuję przestrzeń. To jest realne, mocne, kontaktowe… To nie gra komputerowa, z której mogę jednym kliknięciem wyjść, lub – gdy mi się nudzi - przyspieszyć bieg akcji.


Do tego ta sama trasa, np. po lesie, może wyglądać inaczej o poranku, po południu, za dnia, w nocy, podczas deszczu, po deszczu, w słońcu… Wystarczy umieć spojrzeć na otoczenie pod innym kątem. Uwielbiam np. biegać w deszczu – powietrze sprawia, że  kolory przyrody są bardziej wyraziste, zapachy intensywniejsze... Czuje się wtedy, że – wybacz pozorny patos – wszystko; drzewa, chmury, sarny na skraju lasu, krople deszczu na twarzy – należą do jednego świata, są jednym organizmem.  


Biegam chyba przede wszystkim po to, aby się na trasie odnajdować, by szukać siebie poza wirtualną przestrzenią świata złożonego z gąszczy portali, poza tłumem awatarów, poza medialną agresją miasta… Poza tym zwyczajnie nie chcę być wrogiem swojego ciała, chcę je czuć, jak czuję przyrodę. Zaniedbana łydka i zwisający brzuch wpływają na jakość życia i sposób myślenia. To pewne. Przez 10 lat paliłem papierosy
i nie stroniłem od różnych „polepszaczy nastroju”. Bieganie pomogło mi wyzbyć się używek, zwrócić uwagę na to, co i jak jem… No, ale się rozgadałem.

K.S.: Spoko. Mów. Mówisz, co lubisz, więc gadasz ciekawie – może kawę, albo… piwo?

Ł.P.: Jasne, ale najpierw sturlam sobie skręta… W Niemczech chcę wybiegać sobie trochę kasy. Marzy mi się sklep ze sportową odzieżą. Może właśnie tu, w Badenii, lub gdzieś w pobliskim Schwarzwaldzie. Tam są piękne miejsca do biegania… Zapisałem się na intensywny kurs niemieckiego. Cztery godziny dziennie do maja, z tym, że kontrakt z firmą kończy się z początkiem kwietnia. Będę musiał wykombinować sobie jakieś lokum i pracę, aby skończyć ten kurs. Dobrze, że lektorka zgodziła się abym co drugi tydzień uczył się w hotelu. Praca na dwie zmiany wyłącza mnie cyklicznie z zajęć lekcyjnych. Fajnie, że poznałem tu także grupę ludzi, którzy biegają długie trasy. Kontakt z nimi, to także kontakt z żywym językiem. Wszystko się liczy.

K.S.: Ktoś ci płaci za bieganie, daje odznaczenia? Należysz do jakiegoś klubu?

Ł.P.: Nie jestem zawodowcem, nie należę do żadnego klubu sportowego, ale mamy stowarzyszenie - Klub Ludzi Aktywnych Zabiegani Częstochowa, które skupia głównie pasjonatów biegania, ale nie tylko. Jesteśmy biegaczami, jeździmy na rowerach, na nartach, morsujemy…

K.S.: Wróćmy na samą trasę. Gdzie i co biegałeś? Co chcesz jeszcze przebiec? Jakie marzenia przechowujesz w nogach?

Ł.P.: Jak mówiłem, biegam dwa i pół roku. Na koncie mam już trochę zaliczonych imprez biegowych. Biegałem na Słowacji, w Czechach i w Niemczech. Głownie biegam w terenie; crossy, trial, biegi na orientację. Specjalizuję się w biegach górskich. Tu zaliczone mam takie trasy jak:  Bieg 7 Dolin – 100 km, Kierat – 100 km na orientację po górach, Transjura – Szlakiem Orlich Gniazd z Częstochowy do Krakowa - 162 km. W tym ostatnim przypadku to najdłuższy bieg w Polsce. W sumie w zeszłym roku wystartowałem w 37 imprezach, głównie w górach.
W planach mam jeszcze wiele imprez, które mnie fascynują, niektóre z nich to marzenia, które mam nadzieje będą się spełniać z czasem. Obecnie moim największym, spełniającym się właśnie marzeniem biegowym, jest UTMB Ultra Trial Mont Blanc – 166 km po Alpach, dookoła Mont Blanc. Nie ma chyba biegającego górala, który nie marzy o tej trasie. UTMB to jeden z najtrudniejszych i na pewno najbardziej prestiżowy bieg górski na świecie. Przewyższenie na trasie to prawie 10 tys. metrów.  Aby dostać się na UTBM należy uzbierać punkty kwalifikacyjne na wybranych imprezach biegowych. Uzyskanie punktów nie gwarantuje jednak uczestnictwa w biegu. Do tego biegu zgłasza się rokrocznie tylu chętnych z całego świata, że organizatorzy przeprowadzają losowanie wśród zawodników. W tym roku los uśmiechnął się do mnie, po uzbieraniu punktów i losowaniu, jadę na imprezę moich marzeń.

K.S.: Gratulacje! Życzymy dobrego miejsca! Ile kilometrów już przebiegłeś?

Ł.P.: Na to pytanie nie znam odpowiedzi, gdyż dzienniczek prowadzę dopiero od zeszłego roku. Wcześniej nie notowałem kilometrażu.

K.S.: Ile kilometrów przebiegasz teraz w Niemczech?

Ł.P.: Obecnie trenuję sześć dni w tygodniu i w tym czasie przebiegam ok. 100 kilometrów. Do tego basen, lekka siłownia i rower.

K.S.: … no i dwuzmianowa praca dla BASF, szkoła językowa, regularne treningi w piwnicach pensjonatu Relax w Gäufelden... Co w najbliższym czasie chcesz sobie wybiegać?

Ł.P.: Hmm… żonę - hehe. Od pewnego czasu nie jestem już tak samotny na trasie a także poza nią. Moja dziewczyna Karolina uprawia jogę, jest weganką, doradza mi w kwestiach mojej diety, która była kiedyś mocno „śmietnikowa”. A, że - jak mówią – miłość uskrzydla, od czasu, gdy ją poznałem, biega mi się znacznie lepiej.

K.S.: Widzę, że robi się późno a ty jeszcze przed kolacją… Co dzisiaj jemy? Brokuły, ciemne pieczywo i - ciemne piwo... Żartowałem. Życzę smacznego. Wiem, że wstajesz o 4.30 i biegniesz do pracy. Życzę ci prywatnie, a także w imieniu portalu wSzczecinie.pl spokojnego, wytrwałego kroku… Acha, czy można znaleźć cię gdzieś w Necie?

Ł.P.: Tak, prowadzę bloga. Bywam też na na Fejsie. Będę się cieszył z każdych odwiedzin. Zapraszam i pozdrawiam Czytelników portalu wSzczecinie.pl.

K.S.: Dziękuję za rozmowę.


Łukasz Pawłowski:

Facebook: Wlodec Da Lucas

Blog: Łukasz...