Szpital dla psychicznie chorych to terytorium wielokrotnie opisywane i analizowane przez pisarzy, m.in. Witkacego, Lema czy Keseya. „Beckomberga” Sary Stridsberg to kolejne wejście w tę przestrzeń. Dzieło szwedzkiej pisarki wyróżnionej m.in. Wielką Nagrodą Towarzystwa Dziewięciu oraz Europejską Nagrodą Literacką przeniosła na scenę Teatru Współczesnego w Szczecinie Anna Augustynowicz, która wyreżyserowała pierwszą w tym roku premierową inscenizację w tej instytucji.
W tej samej odległości od życia i od śmierci
Sara Stridsberg wydała swą powieść inspirowaną osobistymi przeżyciami w 2004 roku a następnie stworzyła również sztukę teatralną, która została bardzo doceniona przez krytyków dostrzegających w tej opowieści o poranionych, wykluczonych ludziach frapujący język i wnikliwość obserwacji. Tytułowa Beckomberga, w ujęciu autorki, to specyficzny azyl, tak odległy od świata, że czas płynie tu „innym torem” niż na zewnątrz (zegar nad sceną jest jednym z najbardziej sugestywnych rekwizytów). Dlatego Olof (w tej roli Paweł Niczewski) jest zaskoczony tym, że jego imiennik, premier Palme już dawno nie żyje, a on sam wciąż czeka na to, że ktoś go odwiedzi, nie zdając sobie sprawy, że przebywa w zamknięciu już kilkadziesiąt lat. Jim Darling (Konrad Pawicki), który trafia do szpitala po załamaniu nerwowym, aklimatyzuje się w tym środowisku, odtwarzając myśl, że „zawsze trzeba być w tej samej odległości od życia i od śmierci”. Jego córka Jackie (Joanna Matuszak) przyjeżdża do niego bardzo często, próbując wywołać w nim jakąś pozytywną zmianę i niemalże staje się lokatorką tej placówki.
Obnażanie lęków i frustracji
Jest tu także eteryczna Sabina (Barbara Lewandowska), która mówi o sobie, że posunęła się „za daleko w cholerne nic”, Henning (Jacek Piątkowski) obsesyjnie powracający do planu odzyskania domu utraconego z powodu niepłacenia rachunków oraz Harriet (Ewa Sobiech), niemogąca się pogodzić z odejściem męża (Marian Dworakowski). Jej oszczędna, ale przy tym ekspresyjna kreacja, to jeden z najmocniejszych elementów tej teatralnej opowieści. Zwraca też uwagę bardzo szczególna relacja matki z córką (duet Krystyny Maksymowicz i Anny Januszewskiej), która niemalże „eksploduje” w finale inscenizacji w monologu tej drugiej aktorki. „Beckomberga” to zatem cała galeria postaci, które nie potrafiły „obronić się przed życiem”. Rozmawiają ze sobą, przywołując swoje frustracje, obnażając lęki i deprywacje. Poczucie winy miesza się tu z małostkową megalomanią, a w dialogach przebija się także tęsknota za lepszym i piękniejszym życiem, którą symbolizuje Lidingö − enklawa bogaczy, którzy beztrosko żyją w komforcie.
Widownia na scenie
Cały spektakl to kolejne potwierdzenie faktu, że zespół aktorski Teatru Współczesnego to mocny kolektyw, który nawet w tak trudnym dla kultury czasie, pracuje także sprawnie. Oprócz ról mówionych mamy w „Beckomberdze” także „fantomowe” postacie, które w sposób istotny dopełniają cały przekaz. To m.in. wymownie milcząca, ale niemal stale zauważalna, Adrianna Janowska-Moniuszko oraz Wiesław Orłowski, który urozmaica całość wokalnymi przerywnikami. W przedstawieniu, które zostało przygotowane specjalnie z myślą o formule online i zarejestrowane w czarno-białej kolorystyce (uwypuklającej jeszcze napięcia dramatyczne), aktorzy praktycznie cały czas siedzą w fotelach, niejako będąc równocześnie na scenie i widowni. Można odczytać to jako sugestię, że my – odbiorcy – moglibyśmy równie dobrze znaleźć się na ich miejscu, bo to, o czym mówią, to kwestie dotykające w różnym wymiarze niemalże każdego z nas.
Scenografię do spektaklu stworzył Marek Braun, muzykę Jacek Wierzchowski, natomiast kostiumy to dzieło Tomasza Armady. Przekładu tekstu dokonała Dominika Górecka. Premiera „Beckombergi” odbyła się 29 stycznia na platformie VOD teatru. Spektakl będzie także dostępny w późniejszym czasie.
Komentarze
2