Ponad pół wieku temu znajdowała się tutaj plaża miejska, gdzie w ciepłe dni ochłody szukali mieszkańcy Gumieniec. Kiedy jednak teraz spoglądamy na Jezioro Słoneczne, opowieści o kąpielach brzmią jak fikcja. Nie widać już kłębowiska mew, jezioro pokrywają osadowe wyspy, a ptaki nie zakładają gniazd z powodu braku pożywienia dla młodych. “To jest nasz Pomnik Czynu Polaków. Z pięknego zbiornika zrobiliśmy bajoro” - nie może ukryć swojego smutku doktor nauk przyrodniczych i Honorowy Ambasador Szczecina Maciej Krzeptowski.

Kapitan Maciej Krzeptowski mieszka na Gumieńcach od kilkunastu lat. Z wykształcenia jest biologiem, z pasji – zapalonym podróżnikiem i żeglarzem, z miłości - obrońcą Jeziora Słonecznego. Spotykamy się w ciepły poranek nad południowym brzegiem jeziorka, przy ul. Ku Słońcu. 

- To tutaj jest węzłowe miejsce, klucz całego problemu - mówi, wskazując na dwa wypływy z jeziora. Z jednego woda wypływa delikatnym, wręcz niezauważalnym strumyczkiem. Przy drugim widać już silniejszy strumień. 

Jak tłumaczy kapitan Krzeptowski, problem Jeziora Słonecznego tkwi w zbyt małej ilości wody. - W dużym zbiorniku tworzy się biocenoza, która funkcjonuje i stara się o przetrwanie. Jezioro Słoneczne powinno być zbiornikiem, w którym rządzą prawa przyrody, a w tej chwili mamy tutaj samowolkę. Raz jest więcej wody, raz mniej – tłumaczy. Stara się używać jak najprostszego języka, aby każdy mógł zrozumieć to, co ma do przekazania. 

Pół metra mniej 

Jezioro Słoneczne to niewielki zbiornik o wydłużonym kształcie. Powstał w latach 30. XX wieku w naturalnym zagłębieniu, wskutek zmeliorowania okolicznych terenów. To, jaki niedawno był poziom wody, widać m.in. przy południowym brzegu, choć nie tylko. Na oko – jest jakieś pół metra mniej.  

- Przy tych wypływach mamy zastawy, które powinny regulować poziom wody. Jeśli ta sztuczna zapora ustawiona jest zbyt nisko, to wody jest tragicznie mało. Ale można by wstawić dwie dodatkowe deski, które zmniejszą wypływ wody. Wystarczą tylko dwie deski – powtarza wymownie nasz rozmówca. - To nie jest wymagające działanie, na upartego mogłaby to zrobić partyzantka miejska. Gdyby taka była - dodaje z żalem. 

O tym, jaki był pierwotny poziom wody, mówią także drzewa otaczające jezioro. Konkretnie wierzby, które zostały posadzone jeszcze przed wojną.

- Ich stopy wyznaczają miejsce, gdzie powinno być lustro wody. Kiedy sprowadziłem się tutaj kilkanaście lat temu, tak właśnie było. Wierzby wprost uwielbiają kąpać swoje korzenie. I tego powinniśmy się trzymać. Nie potrzebujemy wielkiej nauki, ona już została tutaj zrobiona – przekonuje biolog. 

Kokoszka, kaczka i bobry 

Z południowego brzegu ruszamy na spacer wokół zbiornika.  “Jezioro Słoneczne w Szczecinie to wspaniałe łowisko dla wędkarzy znudzonych Odrą. Kilka lat temu zostało przebudowane. Oprócz linów i karasi występują tu karpie, szczupaki, okonie i wzdręgi. Medalowe karasie nie są tu rzadkością” - można przeczytać na stronie wedkarskiswiat.pl.  

Podczas spaceru nie spotykamy jednak ani jednego wędkarza. Za to w Internecie bez problemu można znaleźć wpisy amatorów wędkarstwa, w których chwalą się swoimi trofeami z gumienieckiego jeziora. Problem w tym, że pochodzą one sprzed 10-11 lat.

- Tych ryb już tutaj nie ma. Z moich obserwacji wynika, że został jeden, może dwa gatunki. Wędkarzy też już nie ma – kontrargumentuje Maciej Krzeptowski. Na pocieszenie podczas spaceru zauważamy kaczki, parę łabędzi i jedną kokoszkę wodną.  

- To piękny ptaszek, ubarwiony i wesoły – tłumaczy z uśmiechem kapitan Krzeptowski i dodaje: - Są też tutaj łyski, a kiedyś licznie gnieździły się trzciniaki. Nie widać też kłębowiska mew. Ale tak to jest: ptaki czują, kiedy warunki są niesprzyjające. Jeśli nie będą miały czym wykarmić młodych, po prostu odchodzą i szukają innego miejsca do założenia gniazda. 

Na Jeziorze Słonecznym spotkać można za to bobry. Ich świadectwem pracy jest połamana wierzba, która leży w pobliżu metalowych podpór. To pozostałości po niedawno zdemontowanym pomoście. 

- W brzegu mają swoje nory. Na początku wszyscy się cieszyliśmy, ale pewnego dnia zauważyłem coś niepokojącego. Bobry powoli zaczęły kasować drzewa, podobnie jak tę wierzbę - opowiada. - Wymusiłem na radzie osiedla, a ona na zarządcy zieleni, aby wszystkie drzewa otoczyć siatką. 

Strażnik smoczkowego głogu 

Jesteśmy już przy placu zabaw, gdzie spotykamy najmłodszy szczecinian bawiących się pod czujnym okiem mamy. W jego pobliży można zobaczyć nietypowy głóg. Nie ze względu na kwiaty, liście czy wielkość, a... smoczki.  

- Kiedyś w Hiszpanii schroniliśmy się w cieniu drzewa. Kiedy spojrzałem w górę, to pomyślałem sobie, “co to za dziwoląg”. Na tablicy informacyjnej przeczytałem, że to tak zwane drzewo smoczkowe. Chciałem, aby takie było i u nas. I jest, rośnie tak od 6 lat. Zdjąłem z niego już ponad 300 smoczków! 

Maciej Krzeptowski nazywa siebie “strażnikiem” smoczkowego drzewa - nawet podczas naszego spotkania odcinał dodatkowe gałązki, aby drzewo nie rozrastało się w niekontrolowany sposób ku dołowi.

- Od czasu do czasu miewam tutaj ciekawe rozmowy – dodaje z uśmiechem, odcinając kolejną mikro gałązkę. - Od sympatycznych do agresywnych z pytaniami, co ja tutaj ucinam. 

Drzewo udało się zasadzić dzięki pomocy szczecińskiego klubu Rotary, którego Maciej Krzeptowski jest członkiem. - Niedawno dostaliśmy z Holandii kilkaset sztuk tulipanów. Posadziliśmy je także tutaj - kontynuuje z nieukrywaną radością i wskazuje na kawałek ziemi nieopodal smoczkowego głogu. 

Cuchnące wyspy przy wpływie Bukowej 

W połowie naszego spaceru znajdujemy się już przy północnym brzegu. To tutaj wpływa rzeczka Bukowa, która również nie jest wolna od zanieczyszczeń. W sierpniu ubiegłego roku mieszkańcy alarmowali o jej znacznym skażeniu. Okazało się, że przyczyną tego stanu były zrzuty ścieków bytowych przez jednego z lokalnych przedsiębiorców.  

- Gdy Bukowa płynie, niesie te osady, ale kiedy traci na szybkości, zostawia je. Nurt nie może ich udźwignąć. Osady zostają i z czasem tworzą cuchnące wyspy. Kilkanaście lat temu jeszcze ich nie było - przypomina Maciej Krzeptowski. - Z czasem część utonie, część się rozłoży. Ale teraz to po prostu bajoro. Gdyby poziom wody był wyższy, nie byłoby tego problemu, zanieczyszczenia po prostu zostałyby rozcieńczone. 

"Tutaj wszystko jest, trzeba tylko chcieć” 

- Mamy hasło Floating Garden 2050. To, co potrzebne do realizacji tego hasła, mamy właśnie tutaj. Jest “floating” i jest “garden”. Trzeba tylko chcieć o to zadbać. Ale niestety. To nasz “Pomnik Czynu Polaków”. Z pięknego zbiornika zrobiliśmy bagno – nie kryje smutku Maciej Krzeptowski. 

Mieszkańcy wielokrotnie pytali prezydenta Piotra Krzystka czy miasto podejmie działania w sprawie Jeziora Słonecznego. Włodarz za każdym razem odpowiadał, że opieka nad zbiornikiem spoczywa na Państwowym Gospodarstwie Wodnym Wody Polskie. 

Maciej Krzeptowski kilkukrotnie wysyłał pisma do Wód Polskich o podjęcie działań. - Skończyłem wyższe studia, ale nie rozumiem o co im chodzi w odpowiedziach. Wszystko napisane jest urzędniczym bełkotem - mówi. Jak podkreśla, wystarczy dodać dwie deski do zastawki na wypływie, aby podnieść poziom wody.  

- Tylko tyle. Podniesienie poziomu wody o pół metra zrobi naprawdę ogromną różnicę. Później można kombinować, co dalej – przekonuje. 

Wysłaliśmy pytania do Wód Polskich. Do sprawy powrócimy.