W komentarzach po tym wydarzeniu najczęściej pojawiały się wyrazy zachwytu i przeważało słowo uczta. Niewątpliwie finał tegorocznej edycji Szczecin Jazz, skróconej i przeniesionej w czasie o blisko pół roku, był wart tak długiego oczekiwania. Ci, którzy zachowali bilety zakupione na marcowy termin, na pewno nie żałowali swojej decyzji, wychodząc wieczorem 8 września z Netto Areny po bardzo dobrym występie Avishai Cohen Trio.

Wymagający repertuar

Ten muzyk podczas swoich występów często bawi się interpretacjami współczesnych hitów. Potrafi włączyć do programu utwory Radiohead czy Massive Attack. Tym razem jednak tak nie było. Avishai Cohen zdecydował się na mniej rozrywkowy, dość wymagający repertuar, grając głównie utwory z ubiegłorocznej płyty „Arvoles”. Publiczność w Netto Arenie, która wypełniła całą płytę hali i część trybun, otrzymała dużą dawkę pięknego jazzu.

Nowa, utalentowana perkusistka

Izraelskiemu kontrabasiście towarzyszył długo już z nim współpracujący Elchin Shirinov (na fortepianie) oraz zupełnie nowa osoba w jego zespole – grająca na perkusji Roni Kaspi. Ta młoda instrumentalistka pojawiła się w składzie trio niedawno i Avishai kilka razy podkreślił, jak bardzo cieszy się, że na nią trafił i wspólnie ze sobą grają. Faktycznie, bardzo urozmaiciła cały występ swoimi efektownymi partiami, pokazała, że jest zdecydowanie właściwą osobą na właściwym miejscu.

Brawa i okrzyki entuzjazmu

Avishai niewątpliwie unika schematów. Pokręcone rytmy, wyrafinowane zmiany tempa to jego domena. Choć traktuje swój instrument z czułością i delikatnością, to wydobywa też z niego całą gamę nieoczywistych brzmień (zwłaszcza gdy sięga po smyczek). Wie doskonale, jaki efekty może uzyskać, uderzając w struny palcami lub całą dłonią, szarpiąc je, przyciskając na różne sposoby. Dźwięki, które dzięki temu powstają, to niemalże misterium, które publiczność absorbuje w skupieniu. Jedynie w przerwach miedzy utworami okazuje entuzjazm brawami, a czasem także okrzykami.

Klasyk na koniec

Artysta kilka razy dziękował za tak dobre przyjęcie, zadbał też o komfort odbioru muzyki, prosząc w pewnym momencie o przygaszenie świateł padających ze sceny w stronę widzów. Zdecydowanie było widać, że cieszy go powrót do gry na żywo po tych „szalonych czasach” i że publiczność jest dla niego ważna. Oprócz utworów z „Arvoles” takich jak „Simonero” czy „Face Me”, muzycy przedstawili też zupełnie nowy utwór, który dotąd jeszcze nie był prezentowany publicznie. Kiedy po 70 minutach wycofali się za kulisy, żegnając widzów, wiadomo było, że to nie może się tak skończyć. Zarówno artyści, jak i widzowie chcieli więcej, więc trio zagrało jeszcze kilka utworów. Tym razem Avishai także zaśpiewał w utworze wybranym z klasyki jazzu – „I didn`t know what time it was” – znanym m.in. z wykonania Bille Holiday. Tym wykonaniem podbił swoje i tak już wysokie notowania.