Co ludzie jeszcze dzisiaj sobie szyją u krawca „wagi ciężkiej”? - Teraz to przeważnie garnitury do ślubu - odpowiada Wacław Nietubyć.

Nauka krawiectwa

Rodzice uprawiali rolę, mieli małe gospodarstwo, ale chcieli, żeby syn został krawcem. Przeżyli dwie wojny i wiedzieli, że kiedy wiatr wieje w oczy, krawiec zawsze coś zarobi.

Pochodzi z Mazowieckiego, z wioseczki Mianowo, powiat Ostrów Mazowiecki.

- Po siedmiu klasach szkoły powszechnej (podstawowej) poszedłem po nauki do rzemieślnika w Warszawie - wspomina Wacław Nietubyć.

Dziś ma poważny staż w zawodzie, szyje od 14 roku życia, więc już …69 lat. Pierwsze samodzielnie uszył spodnie. - Krawiectwa trzeba się uczyć cały czas. Bo co nowa rzecz to nowe wyzwanie - mówi. - Ale to mi się podoba. Nie ma monotonii.

Po obowiązkowej wtedy dla młodych mężczyzn służbie wojskowej pracował w Modzie Polskiej.

Za robotą do Szczecina

W 1963 roku przyjechał „za robotą” do Szczecina, gdzie mieszkał już jego brat. - Kiedyś Szczecin to było bogate miasto portowe. Ciągnęło mnie tutaj, do morza - mówi. - Szczecin bardzo lubię. Nauczyłem się w nim żyć. To jest moje miasto.

Pokazuje legitymację Zasłużonego Rzemieślnika Ziemi Szczecińskiej.

Z pracą w Szczecinie nie było problemu. Zatrudnił się w Spółdzielni Pracy Krawieckiej „Elegancja”, gdzie z otwartymi rękoma przyjęto krawca z warszawskim dyplomem czeladniczym i stażem w Modzie Polskiej. Elegancja miała kilka filii, pan Wacław pracował kolejno przy ówczesnych alei Jedności Narodowej, Armii Czerwonej oraz Potulickiej, gdzie awansował na kierownika.

A kiedy był już renomowanym mistrzem krawieckim i miał swoich stałych klientów, postanowił szyć na własną rękę.

Kolega, też krawiec, pobudował się w Stargardzie i opuszczał lokal przy ul. Kolumba 31 u zbiegu z Tamą Pomorzańską. Wacław Nietubyć uznał, że to będzie też dobre miejsce na jego pracownię. W 1977 roku w witrynie wywiesił szyld „Wacław Nietubyć - Zakład Usług Krawieckich” i tu szyje do dziś.

Krawiec „wagi ciężkiej”

W środku zakładu klimat, jakby czas stanął w miejscu. Stare manekiny, stare czasopisma z modą, stara rzeźbiona szafka.

Dla klientów zakład czynny jest od godziny 10 do 17, ale krawiec jest wcześniej: - Przychodzi się, kiedy się wstaje i wychodzi, kiedy sił już nie ma. - Jak się jest na swoim, na prywatnym, to nie ma ograniczenia czasu pracy - mówi.

Co ludzie jeszcze dzisiaj sobie szyją u krawca „wagi ciężkiej”? - Teraz to przeważnie garnitury do ślubu - odpowiada.

Klientami są przeważnie mężczyźni. Sukienek pan Wacław nie szyje, ale jeśli panie przyniosą materiał na garsonkę, to już tak.

Dyrektor artystyczny Filharmonii w Szczecinie obstalował u pana Wacława frak koncertowy.

A teraz krawiec będzie kroił frak francuski dla artysty z zespołu muzyki dawnej.

Zawsze stara się zrobić usługę jak najlepiej, żeby klient był zadowolony, wtedy i jemu jest przyjemnie. Powtarza, że krawiec musi być jak ortopeda i dobrze poznać budowę „pacjenta”.

Czy sobie szyje? Uśmiecha się: - Nie ma czasu. Mówią, że szewc bez butów chodzi, tak samo jest z krawcami. Kiedyś jak koledzy byli, to kolega mnie mierzył, a ja potem sobie szyłem.

Jeden z najstarszych szczecińskich krawców mówi, że jest ich jeszcze trzech w Szczecinie, którzy szyją na miarę krawiectwo ciężkie.