Nie ma wątpliwości, że „Metro” to tytuł wciąż popularny i godny uwagi. Wczoraj, widownia w Netto Arenie na tym polskim musicalu wszech czasów (tak jest czasem opisywany) była wypełniona prawie w całości i raczej nie było osób rozczarowanych.

Najpierw archiwalia

Zanim aktorzy i tancerze wyszli na scenę, na telebimach pokazano fragmenty archiwalnego filmu, w którym udokumentowane zostały próby do spektaklu w latach 90. Można było zobaczyć m.in. młodego Janusza Józefowicza, który opowiadał o pomyśle stworzenia „Metra” oraz Andrzeja Wajdę, chwalącego kreatywność realizatorów. Bezsprzecznie w momencie, kiedy „Metro” zostało pokazane po raz pierwszy, było artystyczną sensacją. Widowisko wyróżniało się na tle innych produkcji musicalowych bardzo znacząco i szybko zyskało tysiące fanów, którzy chodzili na wszystkie prezentacje. To, że wciąż jest w repertuarze Teatru Buffo, to na pewno duży sukces, ale też wyzwanie dla twórców.

Syn Józefowicza w obsadzie

Wiadomo przecież, że nie można odtwarzać tej samej produkcji przez 30 lat w takiej samej formie. Zwłaszcza gdy jej akcja dotyczy czasów współczesnych. Ta opowieść jest dość prosta (wręcz naiwna) w warstwie scenariuszowej. Fabuła dotyczy grupy młodych artystów, poszukujących szczęścia i miłości, którzy przyjeżdzają na casting do nowego przedstawienia. Reżyserem, który wybiera kandydatów jest Filip (w tej roli Janusz Józefowicz). Co ciekawe jego syn, Jakub (który znany jest choćby z udziału w serialu „M jak Miłość”) kreuje tu jedną z głównych ról – zbuntowanego Janka, który znajduje swój azyl w podziemiach metra.

Regeneracja formuły

Pewnie dla części widzów powtórka z przeszłości byłaby miłym, sentymentalnym relaksem, ale realizatorzy wiedzą o tym, że chcąc konkurować z nowymi tytułami i nie „wypaść z gry”, muszą „regenerować” formułę „Metra”. Teksty piosenek (takich jak „Na stronach szyn”, „Wieża Babel”, „Szyba” czy kolęda „Uciekali”), co prawda nie zostały chyba w żaden sposób zmienione, ale w dialogach wprowadzono nawiązania do teraźniejszości – do „dobrej zmiany” czy „twojej twarzy brzmiącej znajomo”. Jednak byłoby to zdecydowanie za mało, by zainteresować wszystkich widzów. „Metro” obecnie, to także imponujące efekty laserowe, popisy akrobatyczne i inne znaczące elementy. W obsadzie jest Paweł Orłowski, czterokrotny mistrz świata Polski juniorów w breakdance, który pokazuje co potrafi w tej dziedzinie.

Metamorfozy Nataszy Urbańskiej

Jest oczywiście kilka motywów scenograficznych związanych z koleją podziemną. To m.in. schody i platforma z rampą (może przydałoby się rozbudować takie tło o jakieś dodatki?). Oczywiście najważniejszy jest jednak taniec, bo bohaterowie spektaklu tworzą wiele choreograficznych układów, przyciągających wzrok. Najbardziej dynamiczny z nich ilustruje piosenkę „Pieniądze”. To na pewno jeden z lepszych fragmentów całego spektaklu, który szczecinianie nagrodzili długimi brawami. Myślę, że duża część z nich, to były oklaski dla Nataszy Urbańskiej, która jest z pewnością najbardziej znaną artystką w aktualnej obsadzie i trzeba przyznać, że bardzo sprawnie przechodzi wszystkie metamorfozy aktorskie podczas spektaklu. Pewnie wielu widzów doceniło też komiczne umiejętności Mariusza Czajki, w roli asystenta Filipa. Ten aktor występuje w „Metrze” od początku i chyba nawet trudno sobie wyobrazić ten musical bez niego...