W czasach świetności wypalano tutaj 12 milionów cegieł rocznie. Dziś pozostały ruiny, z górującym nad nimi krzywym kominem. – Jeżeli nie zostaną podjęte prace konserwatorskie, stracimy bezpowrotnie coś, co Szczecin ma wyjątkowego – mówi Artur Krzyżański.

Autor Szczecińskiego Szlaku Widokowego zorganizował wycieczkę do dawnej cegielni Lindkego przy ul. Nad Odrą 9 na Stołczynie. A właściwie do ruin cegielni, bo z zakładu, który powstał w latach 70. XIX wieku pozostało niewiele. Wciąż jednak można znaleźć tam bardzo ciekawe elementy.

„Płonął tam wieczny ogień”

– Przede wszystkim piec kręgowy, genialny racjonalizatorski pomysł Eduarda Hoffmana. Nie trzeba było go wygaszać, można powiedzieć, że płonął tam wieczny ogień – opowiada przewodnik.

Mowa o owalnej, jednokondygnacyjnej budowli ceglanej. Można wejść do środka i spacerować dookoła korytarzem z licznymi wejściami z jednej strony. Przypomina nieco krużganek w starym klasztorze. Tymczasem tak naprawdę to właśnie wnętrze pieca kręgowego.

– Każde z wejść to furta do oddzielnej komory. Układano w niej stosy uformowanych wcześniej cegieł, zamykano wejście i rozpalano ogień, wprowadzając przez otwory w stropie węgiel. Po zakończeniu wypalania ogień przenoszono do sąsiedniej komory. Dzięki temu na różnych odcinkach pieca mogły odbywać się w tym samym czasie różne etapy produkcji – tłumaczy zdun Maciej Burdzy, twórca Muzeum Zduńskie Opowieści.

Coraz bardziej pochyły komin i waląca się maszynownia

Piec połączony był kanałami z suszarniami, do których trafiało ciepłe powietrze – niezbędne, aby wypalone cegły nie zostały zbyt gwałtownie schłodzone. Inne kanały odprowadzały spaliny do stojącego na zewnątrz wysokiego komina.

– To charakterystyczny punkt, widoczny z wielu miejsc na północnych osiedlach. Tyle tylko, że jest coraz bardziej pochylony. Mamy obawy, że niedługo się zawali – mówi Artur Krzyżański.

W jeszcze gorszym stanie jest budynek maszynowni, do którego nie wolno już wchodzić. Zachowane elementy dawnych urządzeń można zobaczyć tylko przez puste otwory okienne.

– Był tam najprawdopodobniej młyn, w którym mielono i mieszano do wypału masę ceglaną. Zaznaczmy, że maszyny były napędzane parą. Warto zachować i zabezpieczyć maszynownię, bo są tam prawdziwe przemysłowe perełki – podkreśla organizator wycieczki.

Drewniana część spłonęła w całości

Zachowała się też metalowa konstrukcja jednej z wind, którą transportowano wypalone cegły do suszarni. Po samych suszarniach zostały natomiast tylko fragmenty pierwszych kondygnacji. Ocalały, bo zbudowano je z cegieł. Cała reszta była drewniana i spłonęła podczas pożaru w 2011 roku.

– Suszarnie były nad piecem i po obu jego stronach. Miały klapy zamiast okien, które zamykano w razie deszczu czy zimna. Te zwęglone szczapy drewna porozrzucane po terenie cegielni, to właśnie pozostałości spalonej konstrukcji – tłumaczy przewodnik.

W czasie pożaru zakład był już zamknięty, ale jeszcze w latach 90. XX wieku wciąż funkcjonował. Po wojnie cegielnia Lindkego stała się bowiem cegielnią „Zgoda”. Choć nie produkowano już 12 milionów, tylko 2 miliony cegieł rocznie.

Z okresu PRL zachowało się nawet charakterystyczne dla tamtych czasów hasło: „Postęp techniczny gwarantem sukcesów produkcyjnych” – można przeczytać na jednej z walących się ścian.

Jeszcze starsze napisy na terenie cegielni, to sygnatury na wyprodukowanych właśnie w tym miejscu cegłach. Można znaleźć na nich nazwisko właściciela zakładu – Gustawa Lindkego, albo oznaczenie – „Stolzenhagen”, czyli Stołczyn.

fot. Sedina.pl

Marzy im się skansen, ale na razie „wszystko jest pozostawione samo sobie”

Dziś dawna cegielnia jest własnością prywatną, teren jest ogrodzony i strzeżony. Figuruje w wojewódzkim rejestrze zabytków, czyli jest objęta ścisłą ochroną konserwatorską.

– Mimo tego od lat nie dzieje się tutaj nic dobrego. Wszystko jest pozostawione samo sobie, wymaga zabezpieczenia. Dlatego zależy nam na spotkaniu z konserwatorami zabytków na taką „obdukcję” obiektu. Żeby ocenić, co jest jeszcze do uratowania, w jaki sposób można to zrobić, a także dowiedzieć się, czy właściciel wykonuje nakazywane mu prace – mówi Artur Krzyżański, który angażuje w tę sprawę kolejnych miłośników historii i północnych osiedli.

Marzy im się skansen, w którym każdy będzie mógł obejrzeć oryginalne elementy cegielni, liczącej sobie już 150 lat.