Przedostatni weekend sierpnia był dla fanów tanecznej i eksperymentalnej elektroniki bardzo ważny. Właśnie wtedy na festiwal popularnie zwany Tauronem, do Katowic przyjechało wielu ważnych reprezentantów takiej muzyki.

Nowe miejsce

Czwartkowy (23.08) inauguracyjny występ Chilly Gonzalesa i orkiestry Aukso w szybie Wilsona był wstępem do głównych wydarzeń, które przez dwa dni (24-25.08) prezentowane były w przestrzeni Doliny Trzech Stawów. Dlaczego właśnie tam ?  Przebudowa Muzeum Śląskiego na terenie KWK Katowice, spowodowała, że Tauron Nowa Muzyka tak bardzo kojarzony z przestrzenią przy ulicy Kopalnianej musiał poszukać na ten rok  nowego miejsca. Wybrano park, w którym od trzech lat na początku sierpnia jest umiejscowiony Off Festiwal. Oczywiście zatem ci, którzy odwiedzają obie imprezy porównywali je ze sobą. Tymczasem zmian w lokalizacjach było dużo.

Główna scena umiejscowiona została co prawda w tym samym miejscu, ale trawnik przed nią ogrodzono barierkami. Poza tym Tauron Nowa Muzyka dysponował jeszcze aż czterema scenami (czyli o jedną więcej niż na Offie). Były to Little Big Stage (w dużym namiocie), Red Bull Music Academy Club Stage (w pawilonie) i dwie plenerowe - BLN.FM Stage oraz Red Bull Tourbus Stage. Oczywiście pomiędzy nimi także ustawiono inne obiekty. Mobilne Kontenery Designu, w których można było zobaczyć interesujące prace według projektów polskich projektantów, którzy zajęli się swymi wizjami takich przedmiotów jak krzesło czy rower, dążąc do stworzenia Produktu Doskonałego...

Komfortowo

Poza tym także instalacje Anny Szczęsnej, pawilon Junior Art. Festiwal (z propozycjami warsztatowymi dla najmłodszych) i oczywiście strefa gastronomiczna. Co prawda to były tylko dodatki do muzycznej zawartości programu, ale znaczące i istotne, zwłaszcza dla osób które cenią sobie komfort odbioru. Można było bowiem w wielu miejscach  zająć sobie leżak, położyć się na wygodnych siedziskach albo...  pohuśtać się na oponie.

Otwarcie

Pierwszego dnia wszystko zaczęło się od setu niemieckiego dj-a Markusa Soyra. Poza nim widzowie zobaczyli jeszcze  m.in. czarnoskórą  Speech Debelle (na głównej scenie), która pokazała, że jest niewątpliwie  w dobrej formie, skutecznie zachęcając do zabawy jeszcze wówczas nie tak liczną publikę.

Na pewno łatwiejsze zadanie mieli muzycy Gang Gang Dance, występujący dwie godziny później i z pewnością nie zawiedli. Grupa z Nowego Jorku zagrała tak intensywnie, że śpiewająca w niej  Lizzi Bougatsos ostatnie słowa wypowiedziała... zachrypniętym szeptem, mówiąc publiczności,  że straciła głos.

Deszcz na plaży

Szkoda, że skrócił swój występ zespół Beach House. Muzycy chyba obawiali się skutków deszczu, który rozpadał się w czasie ich pobytu na scenie i nie wykorzystali w pełni czasu, który dostali do dyspozycji. Dobrze, że zdążyli wykonać „Lazuli” z ostatniej płyty „Bloom”, oraz „Myth” bo te utwory chciałem usłyszeć przede wszystkim, ale pewien niedosyt jednak pozostał. Na scenie namiotowej już trwał wówczas energetyczny show Brytyjczyków z Fuck Buttons, którzy mimo braku wizualizacji skutecznie skupili na sobie uwagę widzów, za sprawą dużej dawki inteligentnie poskładanych bitów i elektronicznych impresji.

Tymczasem duże oczekiwania związane z występem  Chrisa Clarka, ale  tylko częściowo  zostały one zaspokojone dzięki takim numerom jak   "Totem's Flare" i "Turning Dragon".  Wielu widzów  wspominało jego set podczas jednej z poprzednich edycji Nowej Muzyki, który był bardziej przemyślany. Przeszkody natury technicznej nieco naruszyły  odbiór występu Hot Chip na dużej scenie. Panowie promowali swój nowy album „In Our Heads”  i z niego przedstawili m.in. numery „Don't Deny Your Heart”, „Night & Day” czy „Flutes”, ale takie hity jak „Ready For The Floor” czy „Everywhere” też znalazły się w set liście wieczoru.

 Szkockie zakończenie

Nie sposób było zobaczyć wszystkich ciekawych propozycji programu tego dnia. Tylko fragmenty setów Gnucci  oraz Johna Talabota dane mi było zobaczyć, ale z tego co wiem, od innych widzów, były to mocne punkty piątkowego line-upu. Najbardziej wytrwali uczestnicy imprezy bawili się aż do szóstej rano przy dźwiękach aplikowanych na scenie Red Bull Academy  przez Rustie`go. Ten szkocki dj prezentował  m.in. materiał z wydanego w ubiegłym roku w Warp Records albumu „Glass Swords”.

Polskie dominanty

Sobotnie wydarzenia festiwalowe na początku zdominowali polscy wykonawcy. Miloopa otworzyła swym występem program dużej sceny. Ten kolektyw wykonał kilka nowych numerów z albumu „Optica” , m.in. „Obscure”, ale fani mogli usłyszeć także starsze „szlagiery” choćby „Time”, „Beatiful”  czy „Big Nasty”. Natalia Lubrano i jej koledzy pokazali, że wciąż należą do naszej krajowej czołówki  i to samo można powiedzieć o Loco Star.  Tak ze ta grupa przygotowała w tym roku nowy album – „Shelter” i z niego zagrała sześć utworów na scenie namiotowej (nazwanej tego dnia Hipno Stage). Zespołowi po raz pierwszy towarzyszy grający na klawiszach Miłosz Pękala. Poza nowymi numerami Marcia i reszta zaprezentowali także swój chyba największy hit – Arps”  oraz  „ID” czyli numer skomponowany do spektaklu o tym tytule wyreżyserowanym przez Marcina Libera w szczecińskim Teatrze Współczesnym.  Marcia skomentowała, że jest  tak inny od wszystkich innych, ze nie trafił na  żądną płytę. „Gramy go tylko n żywo”- powiedziała.

Hipnotycznie, symfonicznie

Ogólnie ten dzień był chyba bardziej zróżnicowany gatunkowo niż poprzedni, a takie wrażenia spowodowały zwłaszcza dwa punkty programu. Elektroniczno-raperski duet  Madlib z Freddie Gibbsem to był jeden z nich. Panowie pokazali jak wiele potrafią i chyba usatysfakcjonowali fanów czarnej muzy choć drugi z nich trochę monotematycznie serwował niemalże co chwila zawołanie „Fuck Police”. Zupełnie inna estetyka zapanowała natomiast zaraz po tym secie na Hipno Stage. Dziesięcioosobowa orkiestra Brandt Brauer Frick Ensemble na żywych instrumentach (z jednym wyjątkiem) zabrała nas w świat symfo-elektroniki, wykonując utwory z dwóch swoich albumów i jeden premierowy.  Mam nadzieję, że kiedyś ten bardzo dobry berliński zespół zobaczymy także  u nas , bo  chyba pasowaliby do repertuaru, który znamy z kolejnych edycji Szczecin Music Fest.  

Poza tym zdecydowanie potwierdzili swoje wysokie  pozycje w świecie ambitnej elektroniki tacy twórcy  jak Mouse on Mars, Saschienne oraz TNGHT.  Moim osobistym odkryciem był  ESKMO. Co prawda znalem jego nagrania przed festiwalem, ale to co pokazał na żywo, było imponujące. Brendan Angelides wkomponował w swój show takie elementy jak dźwięk otwieranego napoju, uderzenia w różne przedmioty itp. urozmaicając maksymalnie swój przekaz. 

Dobry duch

Osobny akapit należy się panu, który używa pseudonimu  Ghostpoet. Otóż Obaro Ejimiwe, bo tak nazywa się ten producent i wokalista, wystąpił w Polsce po raz trzeci i  jak pamiętamy do tej pory grał w klubach. Na  ubiegłorocznej edycji Boogie Brain w Szczecinie wystąpił we wnętrzu Pierwszego Miejsca i to był b.dobry set. Tym razem na festiwalowej scenie Ghostpoet pokazał, że także w takiej przestrzeni potrafi dać świetny występ i wciągnąć do zabawy praktycznie cała publikę, skandująca słowa numerów„Survive It” i „Cash and Carry Me Home”. Przyznam, że w planach miałem zobaczenie o tej porze  setu  Black Doga (na scenie Red Bull Academy), ale tylko pięć minut udało mi się z niego „wyciąć”.  Ghostpoet po prostu mi na to nie pozwolił, tak dobry był tego wieczoru...

Po raz pierwszy

Niestety pojedynek didżejski Four Tet i Caribou, który miał być ukoronowaniem programu Dużej Sceny, przez większą część widzów (i dziennikarzy również) został uznany za rozczarowanie. Dobór utworów i siąpiąca mżawka sprawiły, że frekwencja z minuty na minutę malała. Dlatego też większą liczbę (zadowolonych) odbiorców zebrał  Gaslamp Killer, a dobre oceny otrzymał także zamykający  dzień – Lucy –dj  z Włoch.

W sumie siódma edycja Tauron Nowa Muzyka, (zakończona wczoraj koncertem King Krule w Kościele Ewangelickim) okazała się szczęśliwą, bo  spotkałem się z wieloma opiniami, że od strony artystycznej była najlepszą z dotychczasowych.  Niewątpliwie cieszy fakt, że udalo się dzięki temu festiwalowi sprowadzić do Polski kilku wykonawców, którzy przyjechali do nas po raz pierwszy (i już zapowiadają, że do nas wrócą).