Układ szczecińskich ulic nie jest przypadkowy, historie o podziemnym mieście to nie mit, a zaledwie nieścisłość – bo głęboko pod Szczecinem znajdziemy miejsce w którym śpi Gryf. A drogi wszystkich teorii spiskowych – od tych o Jezusie, po te o kosmitach – prowadzą do Szczecina. Przynajmniej w najnowszej książce Wojciecha Burgera pt. „Ostatni z bogów”.

„Ostatni z bogów” to druga część szczecińskiego tryptyku. Na 600 stronach powieści znajdziemy tych samych bohaterów, którzy tym razem nie będą ratować niewinnych mieszkańców, ale wraz z miastem zbawią świat. Brzmi absurdalnie? Świetnie, takie bowiem jest. W „Ostatnim z bogów” Burger sięga po największe teorie spiskowe i ku przerażeniu czytelnika z niezwykła gracją, dokładnością i logiką je łączy.

Szymon Jeż – wydawca – reklamując drugą powieść szczecińskiego pisarza na okładce książki umieścił takie zdanie: „Po przeczytaniu maszynopisu „Ostatniego z bogów” zmieniłem zdanie i od tego momentu jestem przekonany, że mogę Dana Browna nazwać amerykańskim Wojciechem Burgerem!” - uśmiechnęłam się, odważnie, ale czego się nie robi dla sprzedaży – naszło mnie spostrzeżenie przepełnione sarkazmem. Po pierwszej części (po którą sięgnęłam prywatnie) byłam jednak zaciekawiona dalszym losem bohaterów. „Szamani życia”, mówiąc potocznie, kupili mnie. Powieść z wątkiem miłości, przyjaźni, czegoś nadludzkiego, a wszystko doprawione dobrym, trzymającym w napięciu kryminałem, który przecież dział się na ulicach mojego rodzinnego miasta. Po lekturze pierwszej części wrażenia zdecydowanie pozytywne. Tym chętniej zgłosiłam się do napisania recenzji „Ostatniego z bogów” - liczyłam bowiem na to samo co w „Szamanach....” i się rozczarowałam... „stety!”

„Szamani życia” byli tylko przetarciem szlaków dla tego co się dopiero wydarzy. A w „Ostatnim z bogów” wydarzyło się naprawdę wiele. Dopiero w tej części Burger bierze najbardziej niewiarygodne fragmenty przeróżnych teorii spiskowych i łączy je w do granic możliwości logiczną całość. Każda kolejna strona, słowo spisane przez szczecińskiego pisarza pasuje do poprzedniego elementu. Wszystko wygląda jak wielkie puzzle, z których tworzy się obraz Szczecina – miejsca wyjątkowego.

To właśnie w drugiej części znajdziemy teorie dotyczące życia Chrystusa, nie zabraknie opowieści o Templariuszach, Masonach, tajnych zakonach i zgromadzeniach, które rządzą światem. W swoją opowieść Burger wplata także stworzenia z obcych planet, jest też amerykański wywiad i walka o nadprzyrodzoną moc. A wszystko to w oprawie miasta, które znamy. Trudno nazwać Szczecin tłem do wydarzeń. Nasze miasto jest jednym z głównych bohaterów. Od początku z rozmysłem zaplanowane przez architektów, którzy także mieli tajemną wiedzę. Miasto przeznaczone do tego, by uratować świat. Czy się uda? Czy zwykli, szczecińscy policjanci poradzą sobie z amerykańskim wywiadem? I kim naprawdę była Manny Penny?

Czytałam uważnie, szukając niespójności – może to brak skupienia, może brak wiedzy, ale jedyne uchybienia, które znalazłam to kilka literówek. Brzmi niewiarygodnie, ale jednak Burgerowi udało się połączyć Anunnaki, Wilhelma Meyera, Jezusa, Gryfa, wampiry, wojny... a wszystko potwierdzone datami i biografiami.

W drugiej części tryptyku bliżej poznamy Molika i Lewicką. Teresa zaś przejdzie na dalszy plan. Z początku nowa rola głównej bohaterki „Szamanów życia” trochę mi przeszkadzała, brakowało mi twardej nadkomisarz Barbackiej. Ponownie jednak wszystko okazało się dokładnym planem autora. Wstawki z Teresą wydają się być nieważne, odciągają uwagę od głównego wątku, przeszkadzają, ale w pewnym momencie czytelnik orientuje się, że bez Teresy, bez szamanki ta historia nie ma zakończenia. Jestem pod wielkim wrażeniem tego jak Wojciech Burger dobrał elementy swej opowieści, jak je dopasował tworząc unikatową całość, którą się pochłania, o której się myśli w każdej wolnej chwili. A po głębszym zastanowieniu przechodzi dreszcz na myśl o pierwszych słowach od autora „Drogi czytelniku w „Ostatnim z bogów” do fabuły opartej o wyobraźnię autora przypisane są odniesienia z rzeczywistości. Tylko od Ciebie zależy w co uwierzysz, a co potraktujesz jak bajkę.” I zastygasz, bo właściwie w co wierzysz czytelniku, gdy wszystkie elementy pasują tak idealnie?

Czytając słowa wydawcy z okładki uśmiechnęłam się. I nadal się uśmiecham. Nie powiem, że Wojciech Burger jest szczecińskim Danem Brownem, ani że Dan Brown jest Burgerem. Ale uśmiecham się, bo cieszę się, że mamy takiego szczecińskiego (na skalę światową) Wojciecha Burgera. I czekam na trzecią część.

A wy jeśli chcecie posłuchać o spiskowych teoriach dziejów, podyskutować o tym jak ważny jest Szczecin i czy faktycznie miasto to uratuje świat, koniecznie powinniście pojawić się w najbliższy wtorek, 26 listopada w Książnicy Pomorskiej. Tam o godzinie 17.00 w Sali Kolumnowej odbędzie się spotkanie z Wojciechem Burgerem.

Zobacz także:

„Nie jestem szczecińskim Danem Brownem”