W Szczecinie Stanisław Ruksza zamieszkał trzy lata temu, po tym jak wygrał konkurs na dyrektora miejskiej galerii sztuki - Trafostacji Sztuki. 31 marca miasto podpisało z nim kontrakt na kolejnych pięć lat.
Pod Ptakami Hasiora
Umawiamy się do wywiadu w parku Kasprowicza przy rzeźbie Władysława Hasiora. Klucz ptaków w ludowo - bajkowej stylistyce zdaje się zaraz poderwać do lotu. Sama rzeźba też miała kilka przeprowadzek. W 1975 roku „Ogniste Ptaki”, które miały wtedy srebrny kolor, stanęły na skarpie Zamku, gdzie Hasior miał wystawę i happening. Płonącym ptakom przyglądały się setki szczecinian. Przebudowa Trasy Zamkowej spowodowała, że pięć lat później przemalowana na „wszystkie kolory świata” rzeźba zaczęła swoją wędrówkę po Szczecinie, by latem 1994 r. trafić na zielony plener parku Kasprowicza. – Nieopodal jest Pomnik Czynu Polaków Gustawa Zemły, który nadaje rys tożsamościowy, a Ptaki Hasiora w kontekście parku Kasprowicza wydają mi się takie hipisowskie – mówi Stanisław Ruksza, dyrektor Trafostacji Sztuki. – Zresztą ja odczytuję twórczość Władysława Hasiora jako pop art, taki jaki mógł być możliwy w latach 60. 70. w Polsce. Złożony z miksu, który Hasior widział, tak jak u Warhola złożony był z tego, co ten widział w Nowym Jorku.
Przyszliśmy do szczecińskiej rzeźby, żeby podkreślić planowaną na przyszły rok wystawę w Trafostacji Sztuki. Dzieła Władysława Hasiora spotkają się z dziełami Daniela Rycharskiego. Ten drugi to artysta z tutejszej Akademii Sztuki, który szuka swojego miejsca w sztuce jako człowiek wierzący i homoseksualny. Wystawę kuratorka Julita Dembowska z Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem pierwotnie miała zrobić w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, ale w placówce zmieniła się dyrekcja.
Mapa Szczecina
Stanisław Ruksza (rocznik 1979) wchodził w młodość w najlepszym czasie dla wolności w historii tego kraju. Wyobraźmy sobie, że w publicznej telewizji jest program dla młodzieży „Luz”, w którym mówi się o antykoncepcji, że anarchiści „Konjo” Konnak i Skiba mają swój program, w którym mówią o totarcie, że panuje hasło „Róbta, co chceta”. Ruksza w liceum nosi dredy, gra punka, reggae i walczy z systemem: – Kiedy zaczęto atakować artystów w Polsce, Katarzynę Kozyrę za „Piramidę zwierząt”, Zbigniewa Liberę za „Lego. Obóz koncentracyjny” zobaczyłem, że punk dzieje się tam. I poszedłem na historię sztuki (na Uniwersytecie Jagiellońskim - red.). Po studiach przez dwa lata był asystentem Andrzeja Urbanowicza w Katowicach – legendarnego malarza psychodelicznego, twórcy polskiej kontrkultury lat 60. i 70. czy kręgu Oneiron (Liga Spostrzeżeń Duchowych – LSD), z którym dokumentował życie katowickiego undergroundu artystycznego. Do Szczecina Stanisław Ruksza jechał z Bytomia, gdzie dziewięć lat był dyrektorem programowym CSW Kronika. Kuratorem wielu wystaw organizowanych zarówno w kraju, jak i poza jego granicami, autorem licznych publikacji z dziedziny sztuki współczesnej, kuratorem roku 2014 w rankingu pisma artystycznego „Obieg”.
W Szczecinie Stanisław Ruksza zamieszkał trzy lata temu, po tym jak wygrał konkurs na dyrektora miejskiej galerii sztuki – Trafostacji Sztuki. 31 marca miasto podpisało z nim kontrakt na kolejnych pięć lat.
Przyjechał z zapowiedzią, że chciałby, żeby Szczecin na czele z Trafostacją zajmował kluczowe miejsce na mapie polskiej sztuki. – Szczecin jest dzisiaj znacznie bogatszy kulturalnie niż Wrocław – stwierdza.
– W sprawie strategii kulturalnej jestem głosem adwokata miasta – mówi. – To zawsze życie tworzyło problemy, które stawały się potrzebami. 10 lat temu nikt nie mógł zakładać, że efektem Akademii Sztuki będzie tak dobre środowisko sztuk wizualnych, jedne z najważniejszych w Polsce, obok gdańskiego, krakowskiego. Nikt nie mógł zakładać problemów, które trzeba będzie rozwiązać, jak problem pracowni dla artystów, programu stypendialnego. Żadne miasto tego nie zrobiło, bo w Polsce nie ma strategii kulturalnej względem sztuki współczesnej.
Miasto ma niedługo przedstawić koncepcję Willi Lentza, Ruksza jest w jej radzie programowej przewodniczącym: – Wyobrażam ją sobie jako miejsce spotkań ludzi, w którym przeszłość spotyka się z przyszłością. W którym debatujemy na temat, czym jest dzisiejsze mieszczaństwo. Dla niego mieszczaństwo to świadomy obywatel, który chce rozwijać swoje miasto i walczyć o lepsze, np. zieleń czy miejsca do parkowania.
Na połowę października Trafostacja zapowiada ekspozycję „Die Sonne nie tak świeci jak słońce”, do której zaprosił Jakuba Gawkowskiego, jednego z najciekawszych kuratorów młodego pokolenia, z którym już współpracował przy powstaniu Biennale Warszawa: – To będzie wystawa o nadziejach i rozczarowaniach Unią Europejską. Pandemia pokazała, że jednak wszyscy pozamykali granice i zamknęli się w swoich pokojach. Na wystawę dostali dotację z ministerstwa kultury.
Młodzi ludzie z Tarnowskich Gór, skąd pochodzi, zaprosili kiedyś Stanisława Rukszę do komitetu budowy pomnika na miejscu, gdzie była synagoga. – Powiedziałem im, że to bardzo fajnie, że chcecie przypominać mniejszości, których tu już nie ma. Ale dlaczego chcecie stawiać pomniki? Dlaczego myślimy o powielaniu tego samego języka, którym operują politycy, że trzeba coś naznaczać, budować falliczne totemy. Może trzeba wymyślić inną strategię?
Dlatego zaprosił do Szczecina Krzysztofa Wodiczkę, którego prace korespondują z zastaną architekturą w ramach „pomnikoterapii”. Wodiczko obiecał, że rozważy propozycję i za rok, dwa zmierzy się z tematem szczecińskim. Stanisław Ruksza: – Zwróciłem mu uwagę jakie to jest militarne miasto. Szczecin twierdza, potem miejsce wojsk Układu Warszawskiego, teraz NATO. Nazwy ulic: plac Żołnierza Polskiego, ul. Przyjaciół Żołnierza, plac Grunwaldzki. Fajnie byłoby odmilitaryzować miejsce, odpomnikowić. Trochę „spacyfizować”. Po wakacjach Trafostacja uruchomi stronę – Mapa sztuki Szczecina, której celem jest stworzenie bazy wiedzy o artystach w Szczecinie i ich popularyzacja.
Miejsce, gdzie jesteś, coś znaczy
Kontakt Stanisława Rukszy ze Szczecinem zaczął się od tego, że pierwszy tydzień chodził „nabuzowany” szczecińskim powietrzem: – W innych miastach ludzie się duszą. Problem smogu, którego Szczecin jest pozbawiony, jest podstawowym problemem takich państw jak Polska czy Bułgaria.
Znajomym z Warszawy, którzy jeżdżą na Mazury, mówi, że Szczecin ma na terenie miasta jezioro Dąbie, piąte co do wielkości. Odkrył wodę, motorówki, wyspę, na której zginął Paul Robien (niemiecki pionier ochrony przyrody Pomorza, pacyfista zamordowany w 1945 r. przez czerwonoarmistów).
Miejsce, gdzie jesteś, coś znaczy. Robien będzie jednym z bohaterów na wystawie „Co sobie kto na swój temat wymyśli”, którą Trafostacja Sztuki uczci w grudniu 75-lecie historii Szczecina. Tytuł to zdanie z pierwszej strony „Bambino” Ingi Iwasiów. – Bardzo mi się to zdanie spodobało jako clou do narracji o Szczecinie, w którym rzeczywiście ludzie wymyślali się na nowo. Jechali jak na dziki Zachód, z białą kartą, żeby tu swoją historię wymyślić od nowa, od początku. I to jest dla mnie fascynujące, że pomimo różnych nacisków partyjnych, całego tego budowania tożsamości na wyimaginowanej archeologii piastowskiej, to na dobrą sprawę, każdy budował sobie swoją własną historię, na własną rękę.
Dalej: – Będą na wystawie nazwiska ważnych artystów sztuk wizualnych, propozycja nowej, autorskiej konstelacji nazwisk środowisk Szczecina, ale będą też zjawiska mniej oczywiste. Pojawi się więc np. Marszałek, ale i Następcy Tronów, którzy nagrali pierwszą polską piosenkę pacyfistyczną „Płacz wietnamskich dzieci”, bo „Dziwny jest świat” Niemena jest późniejszy. Będzie Jarosław Błahy opowiadający o satanistach przy Wieży Quistorpa. A Radka Soćkę z Domku Grabarza poprosiliśmy, żeby przedstawił swoją historię muzyki Szczecina. Na pytanie, czy te trzy lata pozwoliły mu poznać, czym jest szczecińskość, odpowiada: – To jest ciągłe wymyślanie siebie na nowo. To jest temat przeprowadzek, który mam nadzieję, że uda się nam zrealizować w formie książki pod redakcją Michała Radomira Wiśniewskiego. To ma Szczecin bliskie Warszawie, że to są miasta budowane na przeprowadzkach. To jest szczecińskość. Jestem tego częścią.
Komentarze
15