Sztuka Willy`ego Russell`a „Shirley Valentine” z 1988 roku bardzo szybko, bo już rok później została sfilmowana (przez Lewisa Gilberta) i zainteresowała też twórców w innych krajach. W 1990. została przeniesiona na polską scenę przez Macieja Wojtyszkę Spektakl miał swą premierę dokładnie w listopadzie 1990 r. w warszawskim Teatrze Powszechnym. Potem z dużym sukcesem była inscenizowana przez wiele lat. Po przerwie Krystyna Janda postanowiła wskrzesić swoją błyskotliwą kreację już we własnym Teatrze Polonia i ta druga premiera odbyła się w grudniu 2006 roku. 9 kwietnia szczecińscy widzowie, dzięki agencji Brandhouse, mogli zobaczyć owo przedstawienie w Teatrze Współczesnym.

Tytułowa Shirley, to przeciętna, czterdziestoletnia kobieta, która dużo przebywa w kuchni, przygotowując posiłki dla męża. Skracając sobie czas dużo mówi, a jedyną jej słuchaczką jest ściana, która jak papier przyjmuje wszystko .... Te monologi są bardzo rozbudowane, bo Shirley przechodzi od jednego tematu do drugiego. Rodzina, wspomnienia ze szkoły, wyprawy po zakupy – to zdawałoby się bardzo błahe tematy, ale ona drąży je aż do wyczerpania. Co chwila jednak, trochę z tyłu lub na pierwszym planie, pojawia się w tych opowieściach On. Nierozumiejący, wciąż tylko narzekający i upokarzający ją w towarzystwie - Mąż. Co prawda Shirley potrafi z humorem nakreślić jego postać, przywołująć rózne anegdoty i wpadki jakie jemu się przydarzyły, jednak tonacja jej słów nie jest ogólnie wesoła. Shirley jest rozczarowana takim życiem gospodyni (na scenie wciąż coś gotuje, przekłada garnki, wyjmuje przyprawy), która porzuciła wszelkie poważniejsze aspiracje i marzenia.

W końcu jednak następuje przełom. Dzięi swej przyjaciółce (wojującej feministce) decyduje się coś zmienić w swoim, nienajlepiej ułożonym, zyciu. Krokiem, który podejmuje na początek jest wyjazd z Jane na dwutygodniowy urlop w Grecji. Przygody jakie stają się jej udziałem w tym słonecznym kraju, to treść drugiego aktu sztuki, w którym Shirley cały czas spoczywa na leżaku opowiadając o swoim flircie z Kostasem i innych przyjemnościach płynących ze spędzania czasu w ciepłym klimacie. Oczywiście Krystyna Janda wzbudziła wielki aplauz swą grą. Bardzo sugestywnie przekazała rozterki kobiety w średnim wieku, trochę kapryśnej, ale jednak wzbudzajaćej sympatię (naturalnie przede wszystkim u żeńskiej części publiczności) Przyszli ją zobaczyć także szczecińscy aktorzy (wśród widzów dostrzegłem m.in. Ewę Sobczakównę i Beatę Zygarlicką). Wolnych miejsc praktycznie nie było tak więc sądzę, że organizatorzy mogą przygotować dla mieszkańców Szczecina kolejne takie teatralne niespodzianki .