David Fincher po raz kolejny zabrał się za literacki hit i znów efekt jego pracy jest udany.Od piątku m.in.w Multikinie można zobaczyć "Zaginioną dziewczynę", film zrealizowany według scenariusza Gillian Flynn (na podstawie jej własnej powieści pod tym samym tytułem).
Dzień 5 lipca, piąta rocznica ślubu z Amy, to dla Nicka (Ben Affleck) początek wielkich kłopotów. Kiedy wraca do domu, po wizycie w barze, który jest jego współwłasnością, odkrywa że ktoś chyba włamał się do środka. Najgorsze jest jednak to, że jego żona (w tej roli Rosamund Pike) zaginęła. Kiedy policjanci prowadzący  śledztwo stwierdzają, że zniszczenia powstałe w mieszkaniu zostały nieudolnie zainscenizowane, a Nick nie ma dobrego alibi na czas zniknięcia kobiety, wówczas to on staje się głównym podejrzanym. Obrona przed zarzutem morderstwa staje się coraz trudniejsza, kiedy zaczynają wychodzić na jaw nieznane wcześniej fakty, bezsprzecznie obciążające mężczyznę...       
 
Fincher stworzył dwuipółgodzinny thriller, podczas którego może jedynie pod koniec widz zerknie na zegarek. Nie znajdziemy tu zbyt wielu brutalnych scen (za to jedna jest zdecydowanie bardzo "malownicza"), ale interesujący portet rozpadu inteligenckiego małżeństwa czy goniące za skandalem, manipulujące faktami, media, to
frapujące tematy powiązane z głównym wątkiem fabularnym. Związek dwojga utalentowanych ludzi pióra, tak romantycznie zapoczątkowany podczas pewnego nudnego przyjęcia, z czasem okazuje się rozczarowujący dla obu stron. Dlatego Nick więcej czasu spędza ze swoją siostrą Margo (Carrie Coon) żaląc się na postępujące ochłodzenie, tak kiedyś namiętnego, mariażu. Poznajemy też argumenty Amy, reprezentantki nowojorskiej socjety, która w wyniku niespodziewanych okoliczności kornie podąża wraz z mężem na peryferia - do stanu Missouri.  Czy narastający konflikt skłonił Nicka do radykalnego rozwiązania sytuacji ?
 
Oprócz mocnego scenariusza i dobrej gry aktorów, także epizodycznych (jak Emily Ratajkowski czy Patrick Fugit) do atutów tej produkcji należy oczywiście muzyka. Co niedziwi zważywszy na to, że jej autorami jest duet Atticus Ross/Trent Reznor. "Zaginiona dziewczyna" to już trzeci film Finchera, do którego ci panowie napisali ilustracje dźwiękowe i teraz chyba trudno sobie już wyobrazić kolejne dzieła tego reżysera bez ich udziału. Jedynym słabszym elementem całości jest moim zdaniem zakończenie. Sądzę, że materiał zdjęciowy był znacznie obszerniejszy i wiele zrealizowanych scen po prostu "wypadło". Widać to właśnie po nie do końca perfekcyjnym montażu końcówki. Inna sprawa, to mało wiarygodny epilog tej kryminalnej zagadki. Bez zdradzania szczegółów akcji, nie można go skrytykować, ale kto film obejrzy domyśli się zapewne o co mi chodzi. Ogólny bilans jest jednak dodatni i choć nie jest to najlepsze dzieło Finchera, to i tak co najmniej  godne uwagi.