Losy Polaków zsyłanych na Syberię po wkroczeniu Armii Czerwonej do II Rzeczypospolitej, to wielki i ważny temat. Do tej pory obecny przede wszystkim w literaturze. Janusz Zaorski postanowił stworzyć pierwszą dużą produkcję filmową podejmującą tę kwestię, a efekt jego pracy – obraz „Syberiada polska”, można zobaczyć od kilku dni m.in. w szczecińskim Multikinie.

Scenariusz tego dzieła powstał  na podstawie  książki Zbigniewa Domino, wydanej w 2001 roku, opartej na doświadczeniach jej autora, który urodził się na Podolu w 1929 r., a w 1940 roku został wywieziony wraz z rodziną w głąb ZSRR. Wydarzenia ukazane w „Syberiadzie” są przedstawione z punktu widzenia młodego Staszka (w tej roli Paweł Krucz), który wraz z początkiem wojny w przyspieszonym tempie, musi sprostać problemom dorosłości. Przewieziony wraz   z rodzicami – Janem i  Antoniną (te role kreują Adam Woronowicz i Urszula Grabowska) do osady Kalucze, pracuje wraz ze wszystkimi Polakami przy wyrębie lasu i spławianiu drewna.

 

Władze sowieckie narzucają przesiedleńcom trudne warunki nowej egzystencji,   rygorystycznie racjonując żywność i karając surowo za wszelkie nieposłuszeństwo.  Staszek nie tylko walczy o przetrwanie, ale „zmaga się” również z dylematami uczuciowymi. Jeszcze przed wojną oddał swe serce  Żydówce Cyni (Agnieszka Więdłocha), ale teraz bliższa mu jest  Rosjanka Lubka (Valeria Guliaeva)...

 

Zdjęcia do filmu powstawały  m.in. w bliskiej Szczecina,  Cedyni, a także w Chabówce, Sierpcu, Celestynowie pod Warszawą, w lasach pod Nowym Targiem, w Sanoku oraz w rosyjskim Krasnojarsku. „Syberiada...” została zrealizowana z dbałością o scenograficzne detale i wiernością wobec faktów, znanych ze historycznych źródeł, zatem wydawałoby się, że jest to dzieło, które nie powinno rozczarowywać, a jednak daleko mu do artystycznego osiągnięcia. Co prawda nie dołączyłbym go do panteonu filmowych gniotów historycznych (których niestety nasza kinematografia ma już co najmniej kilka)  ale  niestety jest to jednak przykład zmarnowanego potencjału. Jan Peszek (w roli nauczyciela Korcza) i Sonia Bohosiewicz (jako Irena) stworzyli role co najmniej wyróżniające się, ale  to za mało by uwagę widza utrzymać  przez cały czas trwania filmu. 

Doceniam fakt, że reżyser chciał pokazać bohaterstwo wojenne  tak zwanych zwykłych ludzi, zazwyczaj pomijanych na dużym ekranie, kosztem żołnierzy i członków ruch oporu. Oglądając „Syberiadę..” miałem jednak wrażenie obcowania z ciągiem scen wybranych z jakiegoś serialu i polepionych tak by stworzyły długometrażową fabułę. Dramaturgia tego filmu nie jest zdecydowanie jego mocną stroną... Dlatego też mam nadzieję, że syberyjskie losy Polaków doczekają się jeszcze innych  realizacji filmowych. Szkoda by było żeby młodzi ludzie, rzadziej sięgający po książki, mieli do dyspozycji tylko takie świadectwo tak ważnych wydarzeń.