Pedro Almodóvar wraca do estetyki filmów, jakie tworzył w latach 80. „Przelotni kochankowie" to szalona komedia z elementami melodramatu, którą od dziś można ją zobaczyć m.in. w Multikinie.
Gdy na ekranie widzimy w pierwszej scenie Antonio Banderasa i Penélope Cruz jako lotniskowego mechanika i pracownicę holującą walizki pasażerów, to myślimy zapewne, że oto zaczyna się efektowna, błyszcząca gwiazdami, komedia. Do pewnego stopnia tak właśnie jest, chociaż to nie ta dwójka akurat odgrywa w tym filmie główne role (co zapewne wielu widzów rozczaruje). Wśród kobiet najważniejsze kreacje należą do Loli Duenas jako „dziewiczej” Bruny, Blanci Suarez jako Ruth oraz „etatowej aktorki” Almdovara (znanej choćby z filmu „Wszystko o mojej matce”) Cecilii Roth jako Normy. Natomiast mężczyźni to Javier Cámara i Carlos Areces ( w rolach stewardów) oraz Antonio de la Torre jako pilot Alex.
Niezwyczajne rozmowy
Fabuła „Przelotnych kochanków” nie jest szczególnie skomplikowana. Niemalże wszystkie wydarzenia rozgrywają się na pokładzie samolotu zmierzającego z Hiszpanii do Meksyk. Personel stara się różnymi sposobami uatrakcyjnić długi lot pasażerom, co nie jest łatwe zważywszy, że w business class zajęli miejsca bardzo wymagający klienci. Są wśród nich m.in. nowożeńcy w podróż poślubnej, znana twarz najbardziej czytanych tabloidów, tajemniczy egzekutor oraz amant, który próbuje poukładać swoje zawikłane związki z kobietami. Podczas długich godzin poznają się ze sobą i zwierzają ze swoich kłopotów. Romanse, intymne sekrety i fobie, wypływają na wierzch w dużej dawce... Kiedy okazuje się, że samolot ma poważne problemy techniczne, wówczas emocje jeszcze rosną. Każdy kontaktuje się ze swoimi bliskimi na bezpiecznym lądzie (za pomocą telefonów pokładowych), a nie są to zwyczajne rozmowy...
Mikroświat zabawy
Almodovar stworzył po raz pierwszy od wielu lat film bardzo swobodny i niemalże prosty, pokazując swoich rodaków jako ludzi chcących za wszelką cenę bawić się i uciekać od obowiązków. To mikroświat, w którym brak tabu i wszelkich zahamowań. Pracownicy linii lotniczych pozwalają sobie na duże dawki alkoholu, opowiadają o swoich homoseksualnych ekscesach i nadmiernie zaprzyjaźniają się z pasażerami, z którzy mogą im zaoferować np. dobrą meskalinę (przemyconą w tylnej części ciała).
Dopieszczona choreografia
Znajdujemy w filmie odniesienia do współczesnej sytuacji kraju, który balansuje niemalże na granicy finansowej katastrofy, a puste lotnisko widoczne w finale, to symbol wszystkich nietrafionych inwestycji, które Hiszpanie ostatnio sobie sprawili. Budżet "Przelotnych kochanków” nie był zresztą zbyt duży jak na film rozgrywający się w przestworzach. Poza scenami w kabinie pilotów i w „kajucie” pasażerów, otrzymujemy jeszcze kilka madryckich sekwencji, nie wymagających specjalnych środków technicznych. Bardziej dopieszczona jest choreografia i kostiumy (przypominające czasy późnych lat 70. i początku 80.)
Muzykę skomponował stały współpracownik reżysera, Alberto Iglesias, a oprócz niej słyszymy także m.in. utwór Pointer Sisters – "I'm so excited" (w czarującej scenie musicallowej) oraz numer Metronomy ”The Look”, który radośnie wybrzmiewa w ostatnich minutach. Czy widzowie będą równie radośni, nie jestem tego pewien, bo moim zdaniem film rozśmieszy głównie tych, którzy Almodovara już lubią i docenią te elementy, które już znają z jego wczesnych dokonań. Pozostali mogą być zawiedzeni w swych oczekiwaniach...
Komentarze
0