Najnowszy film Spike`a Jonze`a to futurystyczna wizja, która ma jednak wiele wspólnego z dniem dzisiejszym. "Ona", którą można obejrzeć m.in. w Multikinie, to z pewnością najbardziej alternatywna z premier przygotowanych przez dystrybutorów specjalnie na 14 lutego.
Theodor (Joaquin Phoenix) jest zatrudniony w serwisie Piękne Listy i zajmuje się pisaniem zgrabnych i uczuciowych epistoł w imieniu osób, które wolą zlecić to zadanie profesjonalnej firmie.  Sam jest  w trakcie finalizacji rozwodu, ale wciąż jednak odwleka postawienie kropki nad i, łudząc się że może stanie się coś, co pozwoli mu wrócić do żony. Znajomi aranżują mu randkę z piękną brunetką, ale spotkanie (pozornie bardzo obiecujące), kończy się niezbyt dobrze. Theodor już wtedy flirtuje bowiem z kimś innym... 
 
 
Tym kimś jest...  komputerowy system operacyjny, porozumiewający się z otoczeniem  za pomocą głosu. Jest on tak zaprogramowany by spełniać każdą niemalże potrzebę partnera. Sam sobie nadaje imię Samantha i szybko "dobiera się" do wnętrza  Theodore'a, układa mu życie, jest też jego menadżerem, organizuje mu pracę, wysyła maile i przypomina o spotkaniach. Zdawałoby się, że to idealny związek platoniczny, bo przecież system nie posiada ciała. 

Reżyser obdarza system wieloma walorami. OS potrafi być empatyczny, umie komponować muzykę, analizować literaturę trafnie wyczuwa i przewiduje zachowania partnera. Kiedy tak wiele osób jest zaobsorbowanych  swoją karierą i nie umie sprostać wyzwaniom, prawdziwej bliskości, taka perfekcyjna druga połowa, jest spełnieniem marzeń.  Kłopoty pojawiają się jednak wtedy, gdy Samantha pragnie czegoś więcej i prosi prawdziwą kobietę o "zastępczą" randkę z Theodorem...

"Ona" jest warta uwagi przede wszystkim  z uwagi na grę aktorów. Niewidoczna, ale jednak bardzo obecna Scarlett Johansson jako Samantha (co ciekawe dokoptowana do obsady na samym końcu) odzwierciedla swym  głosem delikatne odcienie personalnych relacji. Amy Adams - w roli zupełnie odmiennej od widzianej niedawno w "American Hustle" - jako przyjaciółka Theodora (o imieniu Amy), jest dla niego znakomitym partnerem do "żywej" rozmowy. Ona także przeżywa kryzys mentalny, a że jest projektantką gier komputerowych, to one niemalże zastępują jej realne życie. 


Kamera obserwuje oczywiście przede wszystkim Phoenixa, który świetnie gra  twarzą, na  której pozorne opanowanie walczy z melancholią i smutkiem. Cały film jest dość statyczny, więc bardziej niecierpliwi widzowie mogą nie przetrwać około 140 minutowego seansu, składającego się z rozmów i widoków  (kręconych m.in. w Szanghaju i nad amerykańskim jeziorem Tahoe). Bardziej wrażliwi widzowie powinni jednak to dzieło docenić.