„Odwróceni zakochani” w reżyserii Juana Diego Solanasa to film, który można wrzucić do szufladki romans science-fiction, Pewnie nie będzie to zbyt zachęcająca rekomendacja dla wielu widzów ignorujących bezwzględnie wszelkie miłosne tytuły, ale dzieło to ma jednak kilka zalet. Od piątku można je zobaczyć w szczecińskim Multikinie.

Dwa światy (góra i dół) i dwie społeczności je zamieszkujące (bogaci i biedni), a między nimi bariera zdawałoby się nie do pokonania... Koegzystencja tych dwóch sfer jest bowiem bardzo ograniczona. Mieszkańcy dołu mogą jedynie dostarczać efekty swej pracy fizycznej i umysłowej, tym którzy są wyżej. Kontakt bezpośredni jest zabroniony. Konstrukcja przestrzeni, w której widzimy podupadłe, zrujnowane miasto na dole i zawieszoną „na suficie” ekranu piękną, nowoczesną metropolię, to widok jednocześnie efektowny jak też niepokojący. Znów bowiem mamy do czynienia z bezwzględnym podziałem na korzystających z bogactwa technologii i wykluczonymi, skazanymi na podrzędną egzystencję gdzieś na peryferiach. Przypominają się wizje Wellsa i innych klasyków s-f.

Kwestie społeczne oraz intelektualny ładunek filmu są jednak tylko powłoką dla miłosnego wątku, bo zdjęcia, które wykonał Pierre Gill, z pewnością pozwoliłyby jeszcze bardziej uwypuklić fantastyczny wymiar tej fabuły. Co prawda sytuację ratuje kreacja Jima Sturgess w roli Adama oraz Timothy Spalla jako dobrodusznego Boba, ale niestety Kirsten Dunst (czyli Eden) wypadła tym razem raczej blado. Jest właściwie tylko tłem dla pozostałych.

To Adam, z determinacją dążący do tego ocalić uczucie z młodzieńczych lat, jest najbardziej aktywny i twórczy. Na przekór wszelkim trudnościom, obławom i prześladowaniom, realizuje swój cel i nie ugina się nawet wobec szantażu, który ma go zmusić do ujawnienia sekretu jego wynalazku (czyli receptury kremu odmładzającego). Jego zabawne przygody z anty-materią i młodzieńczy entuzjazm popychający go do działania, to elementy najbardziej ożywiające dość schematyczną fabułę. W sumie zatem można obejrzeć, ale tylko wtedy gdy wystarczą nam wizualne walory filmu, a mniejszą wagę przypisujemy treści.