Komediodramat dotyczący naszej historii najnowszej z bohaterem przypominającym Jana Piszczyka, to projekt interesujący i obiecujący. "Obywatel"Jerzego Stuhra niestety tylko częściowo spełnia oczekiwania odbiorców, nie dorównując wcześniejszym dokonaniom tego twórcy. Do obejrzenia m.in. w Multikinie.

Jan Bratek (w tej roli Jerzy Stuhr i Maciej Stuhr)  to taki człowiek - kameleon. Zmienia opcje polityczne i światopoglądowe bez istotnego uzasadnienia, pod wpływem impulsu. Należy do harcerstwa i przypadkowo wstępuje do PZPR. Pozbawiony członkostwa w partii, rzuca przed komisją swoją legitymację  i ten gest czyni z niego bohatera. Trafia do "Solidarności", ale w czasie internowania jest uznawany za donosiciela. Wciąż szuka bezpiecznego miejsca do życia, ale historia jest dla niego bezlitosna.

 

W swoim życiorysie odnotowuje bardzo rożne zawody. Jest mleczarzem,  pracownikiem biura podróży, znajduje chwilowy azyl w fabryce zbrojeniowej, ale też próbuje swych sił jako nauczyciel, a nawet kierownik artystyczny zespołu "Kujawiak". Wreszcie  staje się rzecznikiem kurii ds. trudnych. Właśnie pełniąc tę funkcję występuje w programie telewizyjnym, w którym ośmieszona zostaje jego niewiedza. Jest bowiem takim wszechstronnym dyletantem - kimś, kto tylko pozornie radzi sobie w każdej sytuacji. Kiedy jednak wychodzi ze studia znów staje się przez przypadek bohaterem.


W filmie odnajdziemy cytaty z filmów Zanussiego i kina moralnego niepokoju, kilka sekwencji odnosi się do ważnych problemów społecznych, piętnując pewne zachowania. Widzimy np. księdza "po godzinach" miło spędzającego czas w towarzystwie dam czy  bankrutujące biuro podróży. Stuhr wielokrotnie dotyka też kwestii antysemityzmu. Poczynając od ukazania swego bohatera w wieku młodzieńczym, nieomalże relegowanego ze szkoły z powodu obrażenia żydowskiego handlarza.


Reżyser wyciąga zatem na wierzch nasze grzechy i słabostki, starając się skonstruować z takich wątków opowieść o przeciętnym obywatelu, podobnym do tysięcy postaci, zaludniających nasz kraj po wojnie. Scenariusz (również dzieło Jerzego Stuhra) jest jednak niedopracowany i z tego powodu film, który na jego podstawie powstał jest kompilacją mniej lub bardziej śmiesznych i dramatycznych scen. Nie przekonywuje jednak jako całość. 

 
Być może lepszy montaż pomógłby bardziej scementować tę narrację, ale i tak nie byłoby chyba szans na film takiego formatu jak "Zezowate szczęście". Trudno coś zarzucić aktorom, bo  obaj Stuhrowie, a także Sonia Bohosiewicz (w roli żony Bratka) czy Jaśmina Polak jako Anna, zagrali dobrze i bardzo dobrze.  Temat po prostu był za trudny i nawet wykorzystanie wiersza  Miłosza "Który skrzywdziłeś" nie pomogło...