Kto chciałby się przekonać jak sobie radzą Russell Crowe, Anne Hathaway czy Hugh Jackman w rolach śpiewanych, ten ma okazję by to zrobić. Od piątku na dużych ekranach, w tym w Multikinie, to trio pokazuje swoje możliwości w filmowym musicalu „Les Misérables: Nędznicy”.
Na scenie i w radiu
Już za życia Victora Hugo, jego powieść była dużym sukcesem. Później stała się tworzywem, które posłużyło do powstania licznych adaptacji teatralnych, filmowych oraz słuchowisk radiowych. Na jej podstawie powstał musical „Les Misérables”, który na londyńskim West Endzie jest wystawiany bez przerwy od... 1985 r. ! Był także realizowany w różnych wersjach narodowych, w tym także polskich (w Gdyni i Warszawie). Sukces musicalu oczywiście zainteresował producentów filmowych i właśnie otrzymaliśmy tego efekt w postaci ekranizacji wyreżyserowanej przez Toma Hoopera.
Walory wizualne
Akcja tego dramatu rozgrywa się w XIX wiecznej Francji, a zatem twórcy scenografii i kostiumów, mieli wiele do zrobienia. Ich praca została doceniona przez Oscarową komisję nominacjami, które najprawdopodobniej staną się statuetkami. Oprawa wizualna filmu jest jego głównym walorem, a zwłaszcza imponujące są rewolucyjne barykady, zbudowane z tysięcy sprzętów i mebli, pojawiające się m.in. w finale. Poza tym na wyróżnienie zasługują zdjęcia autorstwa Danny'ego Cohena, który precyzyjnie wyeksponował choćby te fragmenty akcji, w których przebiega ona w ciemnych zaułkach i kanałach miasta, imitującego Paryż.
Nowe piosenki
Oceniając kreacje aktorskie wskazałbym przede wszystkim na dobry występ Anne Hathaway w roli Fantine. Pieśń "I Dreamed a Dream" w jej wykonaniu to zdecydowanie jedna z najlepszych scen filmu (co ciekawe nominację do Oscara zyskał sobie jednak Hugh Jackman za utwór „Suddenly”). Pozostali aktorzy bardzo różnie się zaprezentowali. Russell Crowe (jako oficer Javert) niestety nie sprawdza się w roli śpiewającego teksty dialogów. Wspomniany Jackman czyli uciekający mu Jean Valjean, jest już bardziej przekonywający.
Najlepiej wypadły mimo wszystko chóralne sekwencje (pieśni rewolucjonistów czy te wykonywane przez pracownice fabryki). Warto dodać, że kompozytor Claude-Michel Schönberg i autor tekstów Alain Boublil stworzyli wyłącznie nowe piosenki do filmu, nie ułatwiając sobie zadania przeniesieniem ich z musicalu.
Trochę barw i humoru
W mniejszych rolach widzimy tu m.in. parę znaną z musicalu "Sweeney Todd” Tima Burtona. To Sacha Baron Coen i Helena Bohnam Carter, kreujący małżeństwo Thénardierów. Wnoszą oni do filmu więcej barw i humoru, tak przydatnego zważywszy, że mamy do czynienia ze 150-minutowym widowiskiem, którego tempo jest częstokroć dość powolne (do udanych zaliczyłbym też debiut Daniela Huttlestone`a. Jako Gavroche`a).
„Nędznicy” to może być dobry pomysł na walentynkowy wieczór, bo film w dużym stopniu oparty jest na wątkach romansowych. Cosette (córka Fantine) kocha Mariusa, a on jest obiektem westchnień Eponine (córki Thénardierów), tak więc mamy sporo uczuciowych komplikacji... Natomiast melomani i osoby, które kolekcjonują musicale chyba surowiej ocenią ten obraz, biorąc pod uwagę jego stronę wokalną.
Komentarze
0