"Koriolan” jest kolejnym szekspirowskim dramatem w wersji filmowej, a zarazem reżyserskim debiutem znanego aktora – Ralpha Fienesa. To surowe i mocne dzieło od kilku dni można zobaczyć w szczecińskim Multikinie.

Najbardziej krwawe szekspirowskie sztuki, które widzieliśmy przeniesione na duży ekran,  to oczywiście „Makbet” oraz „Tytus Andronikus”, ale „Koriolan” niewiele im ustępuje pod tym względem. Jego akcja  rozgrywa się  w Rzyme, krótko po wygnaniu rodu Tarkwiniuszy. Z powodu  odebrania  zapasów zboża obywatelom państwa, wszczynane są  zamieszki. Buntownicy winę za taką sytuację zrzucają na Gnejusza Marcjusza, wielkiego generała i człowieka bezwzględnego (tę rolę reżyser powierzył samemu sobie). Dwóch trybunów Brutus i Sycyniusz, potępia jego zachowanie i czyni wszystko by podkopoać jego pozycję. On sam wyjeżdża z Rzymu,  kiedy państwu zagrażają  Wolskowie z Tullusem Aufidiusem (Gerard Butler)  na czele...

Tematem „Koriolana” jest zatem walka o władzę, a środki jakich użył Fienes do ukazania owej kwestii bynajmniej nie pochodzą z czasów renesansu. Żołnierze atakują za pomocą najnowocześniejszej broni i przemieszczają się w wozach opancerzonych. Każda bitwa to starcie nowej  technologii z precyzyjną taktyką. Podobnie jak w ekranizacji „Romea i Julii”  Baza Luhrmana, tu również aktorzy ubrani są we współczesne kostiumy, ale wypowiadają dialogi, dokładnie takie jakie znajdziemy w sztukach mistrza Williama. 

Ten zabieg reżyserski, ustanawiający słowo "nośnikiem" dramatyczności, sprawia, że „Koriolan” nie jest bynajmniej jedynie sprawnie nakręconym filmem wojennym na podstawie tekstu sprzed kilku wieków. Fienes jest bardzo sugestywny w swej kreacji człowieka, który doprowadzony do ostateczności, próbuje podołać zadaniom, które sam sobie narzucił. Kiedy mówi, że pozwolenie na władanie plebsu nad patrycjuszami, jest jak "dopuszczenie do dziobania orłów przez wrony", jest w jego słowach napięcie i polityczna kalkulacja. Choć wydaje się, że jest po prostu człowiekiem żądnym władzy, to dokładniej analizując jego postępowanie, widzimy bardziej złożoną osobowość.

Ważną rolę odgrywa w tym dramacie postaw i strategicznych decyzji, matka Marcjusza – Volumnia (Vanessa Redgrave). Ma duży wpływ na poczynania syna, ponieważ radzi mu, ale też twardo negocjuje. To ona swą śmiałą demonstracją w finale „Koriolana” zmienia sytuację polityczną Rzymu, która już zdawało się, została przesądzona.

Niewątpliwym atutem filmu oprócz kreacji aktorskich są zdjęcia. Przez cały niemal czas oglądając tę produkcję, miałem przed oczami brutalność wojny na Bałkanach i nie było to przypadkowe  skojarzenie. „Koriolan” powstawał bowiem właśnie w tym rejonie. Dokładnie w Belgradzie i Pancevie (Serbia) oraz w Kotorze (Czarnogóra). Ciemne, ponure krajobrazy oraz peryferyjne dzielnice miast to sceneria tego obrazu, który chyba nie zyska takiej popularności jak klasyczne odczytania dzieł Szekspira (choćby realizowane przez Kennetha Branagha), ale możliwe, że za kilka lat film ten dla części odbiorców, stanie się dziełem kultowym.