„Jobs” to opowieść o jednym z najbardziej kreatywnych ludzi ostatnich dekad, współzałożycielu koncernu Apple Inc. Mimo wielu uproszeń, można uznać ten film za niezłe wprowadzenie do biografii tej postaci i jej dokonań. Do obejrzenia w Multikinie.

Joshua Michael Stern, reżyser tego obrazu do tej pory bardziej był znany jako scenarzysta (m.in. filmu „Moje ja”), także ta praca to jego najtrudniejszy projekt. Zaskakuje więc fakt, że w tej produkcji wykorzystany został scenariusz debiutanta – Matta Whiteleya. Niestety ta decyzja wpłynęła znacząco na kształt i jakość całego przedsięwzięcia, bo moim zdaniem bogate w doświadczenia i ciekawe epizody, życie Steve`a Jobsa, przedstawione zostało w skrótowej i trochę niedopracowanej formie.

Oczywiście najbardziej istotne punkty początku jego biografii, takie jak spotkanie ze Steve’em Woźniakiem, praca w firmie Atari czy prezentacja prototypu komputera Apple podczas „Homebrew Computer Club”, zostały uwzględnione w tej barwnej opowieści, ale w dalszej części filmu widzimy, że wiele scen nie łączy się w spójną całość, sygnalizując tylko pewne wątki, ale nie dopowadzając ich do końca. Przede wszystkim związki Steve`a z kobietami zostały tylko naszkicowane, co dało spłaszczony obraz rzeczywistych relacji.

Szkoda także, że pominięto takie zdarzenia jak zakup w 1986 roku studia animacji, będącego częścią Lucasfilm, które stało się zaczątkiem bardzo ważnego projektu jakim była firma Pixar. Oczywiście gdyby twórcy filmu chcieli umieścić w nim wszystkie interesujące fakty z jego życiorysu, to produkcja ta trwałaby co nie dwie, a zapewne co najmniej cztery godziny, ale chyba na takie monumentalne dzieła może sobie pozwolić ktoś taki jak Oliver Stone (pamiętamy jego „Nixona”).

Mimo wszystko trudny charakter i samotność geniusza, jakim był Jobs, zostały ukazane w sposób nie budzący wątpliwości. Zasłużone brawa należą się Ashstonowi Kutcherowi, któremu powierzono tytułową rolę. Wypełnił swoje zadanie niemalże bezbłędnie. Nie tylko wygląda jak Jobs, ale też porusza się tak jak on i oczywiście chodzi głównie boso. Josh Gad (w roli Woźniaka) i Dermot Mulroney (w roli Mike`a czyli pierwszego inwestora), także wypadli przekonywająco i do aktorskich kreacji nie mam zastrzeżeń.

Zdjęcia do „Jobsa” powstawały przede wszystkim w miejscach, które w jego życiu odegrały główną rolę - Palo Alto i Los Angeles, (w Kalifornii) oraz w Delhi. Tam udał się w latach 70. i wrócił jako buddysta, z ogoloną głową (podobno nawet w tradycyjnym stroju hinduskim choć tego w filmie nie pokazano).

Przypuszczam, ze przemysł filmowy jeszcze w przyszłości będzie eksploatował biografię Jobsa. Ostatnie lata życia i zmagania z nowotworem, który spowodował jego śmierć w 2011 roku, również nie zostały odzwierciedlone w omawianej produkcji, a to przecież doskonały temat...