Z urodą i młodością jest jak z dobrze wychowanymi dziećmi- każdy chciałby mieć, a tym którym wydaje się, że je mają... no właśnie, tylko im się wydaje. Co więcej, obie kwestie są dla każdej kobiety bardzo ważne i krytykę w tej materii odbieramy jak osobisty koniec świata. Po 40- stym roku w życiu płci pięknej dochodzi dodatkowo do jeszcze jednej małej katastrofy... Zaraza Menopauza szaleje i obficie zbiera swoje żniwo. Głównie w głowach, bo odbiera czasem zdrowy rozum, w lustrze widzi się każdą zmarszczkę, a mąż z pewnością już nie kocha! O tych i innych rozważaniach na temat uroków związanych z wiekiem opowiadała Katarzyna Żak w swoim monodramie pt. „Czterdziestka w opałach”.
Wakacyjny Banderas i ONA
Pani Kasia wystąpiła gościnnie w Pleciudze 24 października z dwoma spektaklami i od pierwszych chwil, ubrana w dres i dziarsko podskakując w rytm areobikowej muzyki, nawiązywała kontakt z publicznością. „Czy są na sali jakieś kobiety po 40-stce z związku małżeńskim?”- zapytała po krótkiej rozgrzewce Katarzyna Żak. Zaraz też pojawił się las rąk. Jak się okazało, tytuł sztuki „Czterdziestka w opałach” został właściwie odczytany przez kupujących bilety, gdyż na sali miażdżącą przewagę stanowiły właśnie osoby we wczesnej jesieni życia (a by nikt nie poczuł się urażony- do wyboru również w późnym lecie bądź mocno zaawansowanej wiośnie). O tym, jak drażliwa i jednocześnie kłopotliwa staje się kwestia wieku, szczególnie po 40- stym roku życia (kiedy to nagle do każdej kobiety dochodzi, że nastolatką nadal jeszcze jest, i owszem- ale już tylko w duszy), przekonująco w Pleciudze monologowała żona Cezarego Żaka.
Pani Kasia opowiadała historię kobiety po 40-stce, swojego alter ego, posiadającej dwójkę dorastających dzieci i męża z rosnącym brzuszkiem, za to z malejącym entuzjazmem do mówienia komplementów, próbującej się zrelaksować na wakacjach nad morzem i przy okazji zrealizować swoje największe marzenie: napisać powieść. Ale nie byle jaką powieść! Tylko szalony romans jej, powalająco pięknej (i obowiązkowo bez zmarszczek!!), która na wczasach wplątuje się w romans z NIM – z urody niczym Banderas, z intelektu... No właśnie. Banderas okazuje się wpierw typem z kataraktą na oczach, bo nawet w marzeniach mija bohaterkę bez słowa, a za drugim razem tępym gburem. Kobieta, opierając się w swych marzeniach fikcyjnej postaci, z ulgą może więc powiedzieć: „"'bardzo mi przykro, ale mam męża”. Jak się okazuje, nawet w myślach ciężko jest zdradzić przy tak długim stażu małżeństwa. Co innego jednak, gdy pojawia się ONA, dziennikarka na wczasach, pierwsza miłość męża. „Co on w niej widział??”, zastanawia się nerwowo bohaterka. By nie psuć przyjemności niespodzianki, odpowiedź znajdą państwo oglądając przedstawieni pani Żak.
A może Morbital?
Wspólny pobyt z rodziną nad morzem to dla bohaterki, wikłającej się w kuriozalne sytuacje z gatunku urlopowo- sanatoryjnych, również pretekst do refleksji i konstatacji na temat swojej metryki i uroków z nią związanych. Opowiada więc o zmartwieniach wynikających z pierwszych symptomów przemijającej urody, jędrności ciała, a w konsekwencji, zmartwieniach wynikających z otaczania męża każdego dnia coraz młodszą konkurencją. Alter-ego aktorki martwi się brakiem czułości ze strony męża, tego że związkowi brak już uroku nowości, a także tym, że jeśli nowość się znów pojawi, to na pewno będzie miało długie, zgrabne nogi i duży biust. Jednocześnie jak lwica walczy o uwagę ślubnego, krytycznie przy tym zauważając rosnący brzuszek męża. W pewnym momencie do bohaterki dociera, że w ogóle COŚ się zmieniło...Zmieniły się, nie wiadomo kiedy, pokoleniowe strony barykady. Kiedyś to oni z lekceważeniem odnosili się do „starszych”, dziś to ich przepuszcza się w drzwiach mówiąc „Starsi przodem”. Bohaterka tą nieoczekiwaną zmianę przyjmuję z dużym niedowierzaniem. Mocno przy tym wyolbrzymia swoją datę urodzenia; rozważa stosowność użycia Morbitalu* i przytacza anegdotę o Eskimoskach, które „w jesieni swoje życia wybiera wychodzą na baaardzo długi spacer, z którego nieelagancko jest wrócić”. Czy jednak „ta cholerna 40-stka” to naprawdę już koniec wszystkiego?? Wręcz przeciwnie! Przecież w głębi duszy cały czas jesteśmy nastolatkami, którym może przybyło kilka zmarszczek, ale to nie powód żeby nas usypiać! Dodatkowo 40+ to nie koniec świata, jeśli wciąż pojawiają się w głowie myśli, by „jak kopenhaska syrena rozwalić się na skałach i wabić samotnych żeglarzy”. Bohaterka zmaga się więc mocno ze swoimi różnorodnymi wątpliwościami, jest rozdzierana przez to czego by chciała, a czego być może już jej nie wypada, ale ostatecznie wychodzi z tego kryzysu tożsamości obronną ręką.
"Czterdziestka vs Baby"
Spomiędzy komedii małżeńskich pomyłek dodatkowo wydziera refleksja o przemijaniu, atrakcyjności, roli kobiety w społeczeństwie, a także relacjach damsko-męskich. Jako narratorka tej opowieści Katarzyna Żak poradziła sobie bardzo dobrze. Nawiązywała sympatyczny kontakt z publiką i zmieniała głosy, w zależności od opisywanej właśnie postaci, niczym zawodowy brzuchomówca. Sama akorka dwoiła się i troiła, by z tekstu wycisnać jak najwięcej, co skłania mnie do wyrazów uznania.
Sztuka ta pojawiła się w o tyle ciekawym momencie, że do kin akurat wchodzi nowy film Marka Koterskiego „Baby są jakieś inne”, tematycznie będący rewersem „Czterdziestki...”. Film jest subiektywnym przedstawieniem kobiet z typowo męskiej pozycji i pokazaniem odwiecznej, z góry skazanej na porażkę, walki Marsa z Wenus. „Czterdziestka w opałach” zrównoważyła nieco ten dyskurs. Pokazuje refleksje z kobiecej strony i udowodnia, że i kobiety mają swoje przemyślenia na temat mężczyzn. Szczególnie na temat tych po czterdziestce...
*Morbital- używany w weterynarii w beznadziejnych przypadkach do eutanazji :>
Komentarze
0