Richard Linklater, reżyser "Boyhood" rozpoczął prace nad filmem w 2002 roku. Chciał aby ten projekt był utrzymany w tajemnicy, ale dość szybko informacje o nim wyciekły do prasy. Zatem spektakularny charakter przedsięwzięcia w chwili premiery nie miał już takiej mocy, a mimo to, jest to wciąż dzieło poruszające i znaczące. Od piątku można je obejrzeć m.in.w szczecińskim Multikinie.
Ten zapis 12 lat życia pewnej, przeciętnej amerykańskiej rodziny jest o tyle nietypowy, że zdjęcia do filmu powstawały właśnie przez kilkanaście ostatnich lat. Aktorzy zbierali się na kilka dni w roku, by zrealizować kolejne fragmenty scenariusza, a kamera rejestrowała przede wszystkim dorastanie Masona Juniora (w tej roli Ellar Coltrane). Chłopca widzimy na początku jako dziecko w wieku 6 lat, a kiedy film się kończy jest on 18-letnim mężczyzną, który właśnie zaczyna naukę w stanowym collage`u`. Przez 160 minut obserwujemy jak zmieniają się twarze, fryzury i ubiory poszczególnych postaci. Widzimy jak dorośleje także Samantha (Lorelei Linklater, córka reżysera) i choć jest to typowe kino obyczajowe, a fabuła nie zawiera jakichś szczególnych zdarzeń, to "Boyhood" niewątpliwie absorbuje uwagę widzów.
W jednej z pierwszych scen Mason lrozmawia ze swoją matką, która mówi: "Nauczycielka zwróciła uwagę, że ciągle patrzysz za okno...". Chłopiec wydaje się być typem outsidera, trochę wycofanym, chodzącym własnymi ścieżakmi. Nie znaczy to, że nie ma przyjaciół, ale na pewno nie jest też osobą dominującą w gronie rówieśników. Jego i siostrę wychowuje matka (w tej roli Patricia Arquette, dla której to najważniejsza chyba kreacja aktorska od czasu "Zagubionej autostrady" Davida Lyncha), a ojciec (Ethan Hawke) odwiedza ich od czasu do czasu, zabierając na mecze czy do kręgielni.
To takie zwyczajne życie, w którym jest kilka dramatycznych scen (matka Masona wiąże się ze starszym mężczyzną,który okazuje się tyranem i alkoholikiem),ale nie są one tak wyeksponowane by wpłynąć decydująco nas wymowę całego filmu. Bynajmniej nie jest to bowiem obraz o rozkładzie funkcji rodziny. To także opowieść o zmieniającej się Ameryce, w której pojawiają się nowe gadżety i technologie, tworzą się nowe subkultury młodzieżowe (np emo), a z czasem nasz bohater rozważa...likwidację swego profilu na Facebooku. Akcenty polityczne są istotne, ale nieszczególnie wyraziste (dość zabawna jest na pewno scena rozmowy z sąsiadem popierającym McCaina jako kandydatra na prezydenta)
Linklater, już w poprzednich swoich filmach, przyzwyczaił nas do tego, że najwięcej ma do przekazania w dialogach. Jego bohaterowie (choćby w ""Przed wschodem słońca") wręcz nieustannie ze sobą rozmawiają oswoich emocjach, uczuciach i życiowych planach. W "Boyhood" Mason zwierza się ze swoich niepokojów ojcu, którego pyta w jednej z końcowych scen, o to "jaki jest sens tego wszystkiego ?". Nie zdradzę odpowiedzi Masona seniora, ale dodam jeszcze, że film oferuje nam także wiele bardzo dobrych kadrów pięknych przestrzeni (południowego Teksasu). Nie bez przyczyny Linklater (który otrzymał nagrodę dla najlepszego reżysera tegorocznego festiwalu w Berlinie) finałową scenę umieszcza w malowniczym kanionie, który odwiedza Mason wraz z przyjaciółmi...
Komentarze
0