To jeden z najbardziej doświadczonych i cenionych szczecińskich aktorów. Na scenie jest od ponad 40 lat i poza rolami teatralnymi ma na koncie kreacje w słuchowiskach, w Teatrze Telewizji oraz w wielu filmach. Stworzył także kilka tomików poetyckich, a teraz przygotowuje premierę monodramu według arcydzieła Platona „Obrona Sokratesa”, która odbędzie się 29 października na Dużej Scenie Teatru Współczesnego w Szczecinie.


Błyskotliwy język i nienaganna logika

– Do podjęcia pracy nad „Obroną Sokratesa” zainspirowało mnie radiowe słuchowisko na jej podstawie, w nowym tłumaczeniu Ryszarda Legutko, usłyszane w radiu – mówi Marian Dworakowski. – Ten tekst w nowej wersji działa bardzo współcześnie. Usłyszałem błyskotliwy język i znów się zachwyciłem nienaganną logiką w tym utworze. W wolnych chwilach zacząłem adaptację, a że jest to dzieło długie, podjąłem się kondensacji tekstu.

W ten sposób powstał 70-minutowy spektakl, który pokazany zostanie w ramach Stypendium Twórczego Miasta Szczecina. Platon w tym utworze przede wszystkim podjął kwestię etyki, ale w „Obronie Sokratesa” jest cała lista ważnych tematów. Duchowość, religia, polityka, uczciwość wobec siebie i innych. Grecki filozof zastanawia się także, jak nauczać i wychowywać młodzież, unikając demagogii.

– To sztuka, która skłania do wymiany poglądów i ja też chciałbym sprowokować widza do tego, by podyskutował choćby z samym sobą. Dla mnie zdecydowanie najważniejsze jest stawianie pytań, a nie gotowe, narzucone z góry odpowiedzi. Mam nadzieję, że w drugiej części premierowego wieczoru widzowie pozostaną na widowni i będą chcieli porozmawiać o tych zagadnieniach – dodaje aktor.

Od Łodzi do Wiednia

Szczeciński aktor jest twórcą, który bardzo precyzyjnie buduje każdy przekaz. Jego własna artystyczna ścieżka zaczęła się od Wydziału Aktorskiego PWSTiF w Łodzi, który ukończył w 1976 roku. Debiutował na scenie Teatru Dramatycznego w Elblągu rolą Skrzypka w „Rzeźni” Sławomira Mrożka. Potem pracował w Gdańsku w Teatrze Wybrzeże (w latach 1980–1982). Za rolę Lejtnanta Schmidta w „Kniaziu Potiomkinie” Tadeusza Micińskiego otrzymał Pierwszą Nagrodą Aktorską na VII Opolskich Konfrontacjach Teatralnych w Opolu. W roku 1982 wyjechał z Polski i przez kilkanaście lat pracował za granicą. Najpierw w Austrii, gdzie grał w Volkstheater w Wiedniu.

– Tam byłem tylko przez rok i to były małe role m.in. w takich spektaklach jak „Sprawa Dreyfussa” czy „Cyrano De Bergerac”. Bardzo mi pomogła Susi Nicoletti, która mnie edukowała w kierunku języka niemieckiego. Uczyłem się fragmentów „Fausta” i ona mnie przesłuchiwała, dawała różne techniczne wskazówki – wspomina Marian Dworakowski.

To była tylko uwertura do dalszych podróży. Kiedy bowiem otrzymał prawo pobytu w Australii, wraz z rodziną poleciał do tego kraju, mimo że jeszcze wtedy niezupełnie był przygotowany do tego, by tam pracować.

Autografy na każdym kroku

– To był skok na głęboką wodę bez spadochronu! Dużo ryzykowałem, bo nie znając prawie w ogóle angielskiego, musiałem szybko podjąć naukę. Na początku uczyłem się dialogów „na małpę”, ale szczęśliwie dość szybko ten język opanowałem – opowiada aktor.

Dworakowski występował m.in. w Griffin Theatre, Sydney Theater Company, State Theatre of S.A., ale także zagrał w wielu filmach i serialach telewizyjnych, takich jak „McGregorowie” czy „Sons and Daughters”.

– Raz w życiu byłem popularny – wspomina ten czas. – Wywiady prasowe związane z „Sons and Daugters”, w którym zagrałem Bjorna Nillsona, i moda na ten serial sprawiły, że wtedy nawet chleba nie mogłem spokojnie kupić w sklepie bez zapytań o autograf. Moje córki były dumne z tego powodu i szczęśliwe, ale jednak ogólnie trochę utrudniało mi to życie prywatne. Później miałem jeszcze wiele propozycji w tej dziedzinie, ale kiedy kolidowały z planami teatralnymi, to wybierałem jednak scenę, a nie plan zdjęciowy.

Teatr był zatem praktycznie zawsze na pierwszym miejscu i – co istotne – Marian Dworakowski już nie tylko podejmował zadania aktorskie, ale też stał się reżyserem.

– W 1996 roku, kiedy już postanowiłem wrócić do Polski na stałe, zgłosiłem się na casting w New Theatre dotyczący reżyserii „Hamleta” i potem okazało się, że go wygrałem. Ten spektakl, który początkowo miał być pokazywany przez 6 tygodni, teatr pokazywał jeszcze przez kolejne cztery, tak więc został bardzo dobrze przyjęty. Lubię trudne wyzwania i kiedy zająłem się reżyserowaniem, to w ten sposób można powiedzieć, chciałem zdać egzamin przed samym sobą.

Nie jestem sam na scenie

Po powrocie z Australii starał się o angaż w centralnej Polsce, ale ostatecznie znalazł się w Szczecinie. Od 1998 pracuje w Teatrze Współczesnym, a jego pierwszą rolą była kreacja Adasia w „Kocham. Nas Troje” Marka Koterskiego w reżyserii Anny Augustynowicz. Zagrał w bardzo wielu spektaklach na tej scenie. „Szkoła żon”, „Pan Tadeusz” czy „Król Edyp” to tylko kilka tytułów z całej listy. Wystąpił też w dwóch własnych monodramach. W roku 2000 w „Rozmowach z diabłem” Leszka Kołakowskiego, a w roku 2013 w „Słowo jest ogień” na podstawie utworów Cypriana Kamila Norwida.

– W monodramie wbrew pozorom nie jestem sam na scenie. Widownia jest moim partnerem i ja gram dla niej, ale też razem z nią. Poza tym w „Obronie Sokratesa” bardzo istotne są przedmioty, takie jak krzesło, gong i metronom. To nie są tylko rekwizyty, one naprawdę żyją na scenie. Z ich pomocą chcę przekazać ten piękny tekst – konkluduje Dworakowski.