Przedstawienie „A komórka dzwoni...” w reżyserii Norberta Rakowskiego to druga sztuka amerykańskiej pisarki Sary Ruhl wystawiona na polskich scenach. Szczecinianie zobaczyli ją premierowo 8 maja na Dużej Scenie Teatru Współczesnego.
W pewnej restauracji na rogu Goethego i Ghandiego, Jil (Joanna Matuszak) spożywa zupę z homara. Czynność tę zakłóca jej nieznośnie głośny sygnał telefonu. Ponieważ mężczyzna siedzący klika stolików dalej nie kwapi się z odebraniem rozmowy, ona sama zostaje zmuszona do interwencji Ta decyzja powoduje, że telefon trafia w jej ręce, a nieznajomy (Grzegorz Młudzik) staje się najważniejszą osobą w jej życiu (choć sam ma je już za sobą). Ponieważ ma jego komórkę, i dysponuje i jego kontaktam ma posiadaniu jego tożsamość...
Jil manipuluje faktami, posługuje się niedopowiedzeniami lub zwyczajnie kłamie. Wszystko po to by „rozjaśnić” wizerunek ex-właściciela telefonu. Poznaje jego rodzinę i staje się de facto kimś, kto zastępuje im zmarłego. Wymyśla prezenty, które Gordon rzekomo chciał przekazać bratu, matce i żonie, a nawet konstruuje domniemany list pożegnalny, który odtwarza z pamięci (bo kelnerzy w restauracji nieopatrznie go zniszczyli). Stara się wmówić jego bliskim i sobie samej, że był osobą kochającą i troskliwą (nawet jeśli nie zawsze było to odczuwalne). Poznawszy jego profesję, niewiele mającą wspólnego z legalnymi sposobami zarabiania na życie, mimo wszystko nie rezygnuje ze swojej misji...
Po wpływem tych zabiegów jej nowi znajomi zmieniają się. Dwight (w tej roli Konrad Pawicki) do tej pory był życiowym outsiderem, pracującym w sklepie papierniczym. Obdarzony uczuciem Jil, staje się radykalny w swych działaniach. Nie musi już pozostawać w cieniu brata i korzysta z tego. Matka (Ewa Sobiech) odzyskuje przekonanie, że była ważna dla swego pierworodnego, a jej synowa (Małgorzata Klara) znów może realizować swoje marzenia artystyczne... Choć nie jest główną bohaterką dramatu, to niewątpliwie w kwestiach, które wypowiada zawarte są bardzo cenne (niemalże kluczowe dla całego przekazu sztuki) treści. Także kostiumy jakie ubiera w poszczególnych sekwencjach podkreślają siłę i swobodę jej osobowości. W rozmowach z Jil, stara się jej uświadomić jaka jest współczesna kobiecość, jakie są jej zalety i słabości. Ona sama tara się żyć takim życiem jakie jej odpowiada. Jil świeci światłem odbitym. Jest zagubiona, ale wciąż zachowuje szanse na znalezienie swojej drogi do duchowej harmonii...
Ważną częścią inscenizacji jest niewątpliwie scenografia (stworzona przez Wojciecha Stefaniaka) nawiązująca do dokonań amerykańskiego malarza - Edwarda Hoppera. Warto zatem przypomnieć sobie przy okazji chociażby najsłynniejszy jego obraz - „Nighthawks” („Ćmy barowe”), bo niewątpliwie będzie to bardzo pomocne odczytaniu tej sztuki.
Komentarze
0