Szczecińscy policjanci niemal na gorącym uczynku zatrzymali rzekomego napastnika. Miał obezwładnić pracownika salonu gier gazem pieprzowym i zabrać 2,5 tys. zł. Jak się okazało gaz był przeterminowany, a napad sfingowany.
- Wkładał dłonie do kieszeni i wyciągał je. I tak kilkukrotnie. Wyglądało to tak jakby mężczyzna ćwiczył ruchy rąk – mówi podkom. Mirosława Rucińska z Komendy Wojewódzkiej Policji. - Następnie wszedł do salonu gier, a po niecałej minucie wyszedł z lokalu i szybkim krokiem skierował się w stronę najbliższego skrzyżowania po drodze wyrzucając przedmiot, który później okazał się gazem pieprzowym.
Kiedy mężczyzna wsiadł do samochodu (jako pasażer), do akcji wkroczyli policjanci. Jeden z nich stanął przed maską pojazdu. Chciał uniemożliwić jazdę kierowcy, ale ten nie zważał na wezwania i ruszył z piskiem opon. Funkcjonariusz w ostatniej chwili odskoczył w bok.
Pracownik salonu gier powiedział policjantom, że doszło do napadu. Nieznany mu mężczyzna zaatakował go gazem pieprzowym, zadał kilka ciosów i ukradł 2,5 tys. złotych.
Kilka ulic dalej udało się zatrzymać samochód, co ciekawe, jego kierowca nic o napadzie nie wiedział. Okazało się, że został on upozorowany przez pracownika salonu i jego kolegę.
- Mężczyźni wiedzieli, że w salonie zainstalowane są kamery. Zorganizowali więc przedstawienie, w którym sami wystąpili w rolach głównych. Zabezpieczony przez policjantów gaz pieprzowy okazał się przeterminowany i miał znikome działanie obezwładniające – informuje Rudzińska.
Gdy prawda wyszła na jaw, rzekomy pokrzywdzony oraz jego napastnik usłyszeli zarzuty złożenia fałszywego zawiadomienia o przestępstwie oraz przywłaszczenia mienia. Grozi za to do 2 i 5 lat pozbawiania wolności.
Komentarze
0