Zwiastowanie Pańskie, kuszenie na pustyni, pobyt w ogrodzie oliwnym jako droga na krzyż. Niezwykły koncert oparty na poezji Romana Brandstaettera w szczecińskiej Bazylice Archikatedralnej „Jesteś tym, kim będziesz jutro – Pasja Szczecińska” w reżyserii Krzysztofa Czeczota to spojrzenie na mękę Chrystusa z perspektywy człowieka grzesznego. Oryginalna Pasja Szczecińska na poziomie formy i treści to idealna okazja do dobrego przygotowania się do Triduum Paschalnego i świąt Wielkiej Nocy.
Pasja , którą widzieliśmy wczoraj w szczecińskiej katedrze, była interpretacją niezwykłą, bo nieewangeliczną, odstępująca od konwenansu, opierająca się na wierszach z tomu „Pieśni o moich Chrystusie” Brandstaettera. Mimo licznych nawiązań do Biblii, jakie znajdują się w jego poezji, to wykorzystanie ich było czymś innym. Inne wcale nie znaczy gorsze, wręcz przeciwnie, bo by zrobić coś innego, trzeba mieć sporo odwagi.
Nie brakowało również kontrowersji związanych z całym wydarzeniem, które miało pochłonąć znaczną sumę pieniędzy. Wysuwano argumenty, że korzyści promocyjnie dla miasta warte są poświęcenia tych pieniędzy, bo koncert przyciągnie uwagę nie tylko szczecinian, ale również publiczności ogólnopolskiej, jak wypowiadał się Krzysztof Soska. W pełni można było również zrozumieć rozgoryczenie reżysera Pasji tym, że kwestie finansowe zdominowały walory artystyczne przedsięwzięcia.
Sam Roman Brandstaetter był poetą żydowskiego pochodzenia. Jako znawca Biblii, w swoich wierszach wiele uwagi poświęcał ewangelicznym treściom. Był dwukrotnie żonaty, z czego pierwsze małżeństwo zakończyło się po przyjęciu przez niego chrztu podczas swojego pobytu w Jerozolimie. Ponowie się ożenił, tym razem z katoliczką, i po śmierci złożono go w grobie obok ukochanej. Było to jakby potwierdzeniem słów Jana Pawła II, że katolicy i Żydzi to bracia, tylko że ci drudzy są starsi.
Praca nad „Pasją Szczecińską” trwała półtora roku, ale pomysł na stworzenie takiego koncertu, Stanisław Soyka nosił w swojej głowie już od trzydziestu lat. Nie było jednak okazji, by przyjrzeć się dokładniej tej idei. Krzysztof Czeczot, aktor filmowy i teatralny, podjął się reżyserii całości wydarzenia. Trzeba mu przyznać, że dokonał wspaniałego wyboru tekstu, mocno uderzającego w człowieka. Człowieka słabego z natury, który nie zgadza się na rezygnację, ale nie potrafi podjąć decyzji, bo „trzciną jest człowiek”. Czeczot nie mógł lepiej dobrać aktorów. Danuta Stenka, Jerzy Trela, Kamilla Baar, Piotr Bondyra oraz Marcin Walewski (nagrodzony na festiwalu w Gdyni za rolę w filmie "Wenecja" J. J. Kolskiego )w bardzo piękny sposób pokazali nie postacie, (jak zaznaczał to podczas konferencji dzień wcześniej pan Jerzy), ale określone racje.
Przygotowania do koncertu trwały do późnych godzin wieczornych. Katedra przypominała miejsce, w którym kiedyś znalazł się Jezus, gdy wchodząc do świątyni, natknął się na hordy kupców, przekrzykujących się wzajemnie. Na szczęście, tym razem nikt nikogo nie przegonił.
Soulowo – barokowy charakter, jak sam go określił kompozytor, muzyki nieustannie grającej oraz mocne brzmienia katedralnych organów nadały poezji nowego wyrazu. W całości utworów dało się również odczuć aromat Jerozolimy, który gdzieś cały czas krążył między nutami.
Jakub Kijowski, główny oświetleniowiec, stworzył wrażliwy obrazek, który dopełniał historię męki Chrystusa. Wizualne dodatki sprawiały, że jeszcze bardziej odczuwało się moc wypowiadanych słów.
Mądre słowa pieśni Soyki, chociażby „boli mnie wzajemna wrogość Ziemian” czy to, że łatwiej jest lamentować, narzekać oraz kłamać niż przyznać się do błędów, stanąć oko w oko z prawdą i przyklęknąć z pewnością sprawiły, że cytując panią Stenkę, „wżera się w człowieka ta historia”.
Koncert ten poruszał wiele istotnych spraw wiary, chociażby chwile zwątpienia w dobroć Stwórcy, gdy poeta wspomina o masowych morderstwach w komorach gazowych czy przypomnienie o tym, że to wola Boga jest jedyną słuszną, a nie ta ludzka. Mimo tego, że ciało Jezusa nie zgadzało się na dalsze cierpienie, Chrystus nieustannie powtarzał, że to wola Ojca ma się wypełnić. Nieważne to, o co proszą zmęczone wargi, spuchnięte nogi. Priorytetem jest to, co zostało zaplanowane przez Boga.
Zostało rzucone hasło, że gdyby człowiek znalazł się nad dworze Piłata w momencie osądu nad Jezusem, krzyczałby razem z tłumem, by ukrzyżować Chrystusa, a następnie szydził by z Niego, stojąc pod krzyżem i wołając, żeby sam siebie zbawił. Zrobiłby tak, ponieważ jest grzeszny. Dlatego na sam koniec padła prośba o przebaczenie grzechów jeszcze nie popełnionych…
Komentarze
9