Artyści zanudzili widownię, przez 20 min tylko się śmiejąc, a kilka osób po prostu wyszło. Na spektaklu "Autobus re//mix" nic się nie działo, nic nie zachwyciło.
Autobus re//mix Teatru Strefa Ciszy z Poznania to spektakl (performance, sztuka? – trudno stwierdzić), który był najdziwniejszym, jaki do tej pory widziałam. Najpierw cisza, potem śmiech a następnie koniec. I nic więcej.
Czy chodziło o sprawdzenie reakcji publiczności, czy też będzie się śmiać? Czy jak będzie cisza jak makiem zasiał, to i widzowie będą siedzieli jak mysz pod miotłą? Jeżeli tak, to eksperyment raczej nie wyszedł, bo ludzie ze zniecierpliwienia szeptali do siebie. Choć oddać trzeba, że rzeczywiście podśmiewali się, ale co się dziwić, śmiech jest zaraźliwy. Ile razy jest tak, że ktoś śmieje się, a my, nie wiedząc o co chodzi, też zaczynamy? Coś na kształt reakcji łańcuchowej albo efektu domina – to, co ktoś robi, oddziałuje na innych z pewnym opóźnieniem i trwa dłużej. Aktorzy przestali się śmiać, a widzowie jeszcze chichotali pod nosem.
A potem aktorzy wyszli. Został tylko jeden, który w trakcie przedstawienia (a może lepiej nazwać to jednak eksperymentem), usiadł wśród publiczności, ponieważ denerwował go śmiech innych i nie mógł spokojnie spać.
Może byłoby to bardziej interesujące, gdyby trwało krócej, około 10 minut? Z czasem śmiech nie był już zabawny, a raczej męczący. Tak samo jak początkowa cisza, która stała się nie do zniesienia. Pomysł z jednej strony ciekawy, by sprawdzić reakcje publiczności na jednoznaczny bodziec. Z drugiej wykonanie już mnie nie przekonało.
Komentarze
0