Julia Marcell to artystka, która przyciąga coraz liczniejszą publiczność. Jej wczorajszy występ w klubie "Lulu" potwierdził, że jest nadal w dobrej formie i być może następnym razem organizatorzy będą musieli szukać dla niej większej sali.

Zasłynęła tym, że kilka lat temu udało jej się zebrać fundusze na nagranie płyty poprzezserwis internetowy sellaband.com i swój plan zrealizowała ! Pierwszy jej  album “It Might Like You” zyskał uznanie krytyków, a  co ważniejsze spodobał się wielu słuchaczom. Kolejna płyta – „June” umocniła jej pozycję, a występy ją promujące udowodniły, że także na żywo artystka ta ma dużo do zaproponowania.

Julia przyjechała do nas wraz ze swym zespołem, w którym aktualnie udzielają się: Mandy Ping-Pong (Anna Prokopczuk) - altówka, śpiew,  Thomsen Slowey Merkel - gitara basowa  i Thomas Fietz – perkusja. Zaczęli od utworów z drugiej płyty  - „Shhh” i  „June”, ale oczywiście w trakcie całego występu usłyszeliśmy też starsze kompozycje  np. „Dancer, “Carousel” czy „Billy Elliot”. Poza tym niespodzianką były trzy zupełnie nowe utwory, skomponowane z myślą o następnym wydawnictwie. Julia lojalnie uprzedzała, że chce zagrać, coś jeszcze nieznanego, ale oczywiście za każdym razem otrzymywała zgodę widzów ...

Najbardziej  znane utwory zostawiła na drugą część występu. Wtedy przedstawiła bardzo ekspresyjną wersję „CTRL”, najbardziej oczekiwaną chyba „Matrioszkę” oraz spokojniejszy,  bardziej zmysłowy numer „I Wanna Get On Fire”. W międzyczasie uraczyła nas także krótką opowiastką ze świata show businessu, ubarwioną  fragmentem piosenki Madonny „Material Girl”. Ta żartobliwa wersja najbardziej rozbawiła Mandy, która akompaniowała  Julii na skrzypcach.

Choć oczywiście czarnowłosa wokalistka, grająca na klawiszach,  sama była prawie cały czas na pierwszym planie, skupiając na sobie uwagę publiki, to dużo energii do wykonywanej przez nią muzyki, wnosił też  perkusista, który „rozprowadzał” klika utworów. Dużo dał z siebie w wykonanym  w finale utworze „Aye Aye” (utworze kończącym „June”). W sumie wszyscy pokazali, że świetnie się ze sobą dogadują i dobrze się bawią grając te utwory.

 

Nie tylko jednak muzycy zasłużyli na brawa. Julia wyróżniła także obsługę techniczną tzn. Grzegorza, odpowiedzialnego za światła i Leszka przygotowującego dźwięk. Trzeba przyznać, że dobrze wykonali swe zadania. Tak więc publiczność (złożona z osób w bardzo rożnym wieku, a nie tylko młodzieży i studentów) bawiła się raczej dobrze i „puściła” w niepamięć półgodzinne opóźnienie rozpoczęcia imprezy.