O lisie biegającym między samochodami na placu Zwycięstwa informowaliśmy w portalu wSzczecinie.pl kilka tygodni temu. Jak się okazuje, zwierzę nie pogubiło się w miejskiej dżungli, a świetnie sobie tutaj radzi. Czytelnicy przekazują nam, że zwierzę jest regularnie widywane m.in. w rejonie al. Wojska Polskiego i parku Andersa.

Lis w mieście jak… kot? Populacja mocno się zwiększyła

We wtorek około godz. 11:00 lis wędrował przez ścisłe centrum miasta, dumnie trzymając w pyszczku truchło gołębia. Zwierzę przechodziło z ul. Rayskiego przez plac Grunwaldzki i następnie skręciło w ul. Śląską. Co ważne, lis nie sprawiał wrażenia wystraszonego.

– No nic nie zrobimy. Musimy nauczyć się z nimi żyć albo przestać budować kolejne inwestycje. Najważniejsze, żeby nikt takiego lisa nie przeganiał – komentuje sytuację Marzena Białowolska-Barnyk z fundacji Dzikich Zwierząt.

– Jest to coraz częściej spotykana sytuacja. 50 lat temu nikt nie wyobrażał sobie kun w centrum miasta, a teraz one mieszkają na strychach i poddaszach kamienic. Tak samo jest z lisami. Nie ograniczamy ich liczebności, więc po kilku latach pojawiają się osobniki, które żyją prawie tak jak koty – mówi Ryszard Czeraszkiewicz, łowczy miejski. – Lisy mają pokarmu pod dostatkiem. Zbierają padłe ptaki, a na dodatek intensywnie podjadają jedzenie bezpańskim kotom – dodaje. 

„Mieliśmy lisicę z młodymi na Wojska Polskiego. Pani ze sklepu dawała jej parówki”

Ryszard Czeraszkiewicz przyznaje, że lisów w mieście może być coraz więcej. Samica w jednym miocie rodzi nawet osiem młodych. Czy lis może być niebezpieczny?

– Dwa lata temu mieliśmy lisicę z młodymi przy kortach przy al. Wojska Polskiego. Pani ze sklepu dawała jej parówki, a ona zanosiła je do swoich młodych. Ten lisek z centrum musi mieszkać gdzieś w parku. To może być ofiara „torowych rewolucji”, gdzie są wykopy, hałdy piasku, a nie ma już zieleni. Lisy kręcą się w tych miejscach i szukają przestrzeni dla siebie – dodaje Czeraszkiewicz i podkreśla:

– Lisy w mieście nie są niebezpieczne dla ludzi. Nie należy jednak do nich podchodzić, bo mogą mieć pchły i kleszcze. Są także nieodrobaczone. Należy je po prostu ignorować.

– Lisów w mieście było zawsze sporo, podobnie jak borsuków. Karczowanie krzewów na osiedlach, np. na Niebuszewie, spowodowało, że lisy uciekają w inne miejsca. Problem w tym, że lisy nie boją się ludzi, wyjadają jedzenie dla kotów i oswajają się z życiem w centrum miasta. One są zachęcane zapachami jedzenia spod śmietników i z samych śmietników – mówiła nam w połowie kwietnia Marzena Białowolska-Barnyk z Fundacji Dzikich Zwierząt.