Katastrofa ekologiczna na Odrze nie spowodowała tylko spustoszenia w ekosystemie rzeki. „Stosunkowo niewiele miejsca, praktycznie wcale, poświęca się społecznym konsekwencjom” – zwraca uwagę rysownik Ryszard Matecki i pyta: „Czy ktoś wie ilu przedsiębiorców skorzystało z nadodrzańskiego wsparcia?”.
Kiedy wielu słyszy hasło „katastrofa odrzańska”, w ich głowach pojawiają się obrazy ton śniętych ryb i martwych mięczaków, które każdego dnia były wyławiane z rzeki. Według niektórych niewiele jednak uwagi poświęcono na sytuację przedsiębiorców, którzy żyli głównie z pracy na rzece. Co prawda rząd utworzył „tarczę nadodrzańską”, w ramach której oferował jednorazowy dodatek, ale do tej pory wnioski złożyło zaledwie kilkanaście firm. Dlaczego tak mało?
„Te pieniądze są upokarzające”
– Tylko tyle firm sięgnęło po 3010 złotych wsparcia na osobę. To pokazuje skalę relacji na linii przedsiębiorcy-państwo. Te pieniądze są upokarzające. Mi starczą na 2 miesiące opłat do ZUS-u. Wsparcie okazało się tak naprawdę żadne – krytykował podczas debaty „Co z tą Odrą” rysownik Ryszard Matecki.
Ekspert spotkania w Książnicy Pomorskiej również prowadził działalność gospodarczą nad Odrą, niedaleko mostu w Siekierkach.
– I z dnia na dzień straciłem 80 procent klientów. Od razu, jakby ktoś wyłączył światło. Wiele mówi się o konsekwencjach przyrodniczych katastrofy na Odrze, a stosunkowo niewiele poświęca się społecznym konsekwencjom. Jesteśmy częścią tego systemu. Ludzie mieszkający nad Odrą są z nią bardzo mocno związani. I to w różny sposób, od miłości do przyrody, ale też prowadzeniem działalności gospodarczej – podkreślał.
„Dramatyczne odczucia przedsiębiorców”
Wójt gminy Widuchowa Paweł Wróbel brał udział w spotkaniach z przedsiębiorcami, którzy żyli z różnych działalności w pobliżu bądź na Odrze. Jak opowiadał, „ich odczucia były dramatyczne”.
– Co najmniej połowa z nich zawiesiła działalność już pierwszego dnia po tym sierpniowym długim weekendzie. Jeżeli ktoś żyje z turystyki nad Odrą, to żyje ze zdrowej rzeki. Jeżeli nie wiadomo co w niej jest, to ludzie nie przyjadą. Pamiętam jak przez pierwsze dwa dni pływaliśmy łodzią. Nie wiedzieliśmy, co znajduje się w tej wodzie. Nie wiedzieliśmy, czy jak ta woda na nas chlapnie, to możemy się wytrzeć, dotknąć telefonu – opowiadał podczas spotkania w Książnicy Pomorskiej.
„Powstała pustka w ekosystemie, powstaje pustka w systemie społecznym”
Ryszard Matecki z jednej strony przyznał, że większość przedsiębiorców poradziła sobie z nadodrzańskim kryzysem, ale to nie oznacza pozytywnych wiadomości dla polskiej gospodarki i rzecznej turystyki.
– Mieszkamy w pasie granicznym i większość z nas przeszła na rynek niemiecki. My mamy food trucka, jeździmy po imprezach i świetnie sobie radzimy. Ale czy o to w tym wszystkim chodzi? Ludzie otworzą swoje działalności, przekwalifikują się. Ale tak samo jak powstała pustka w ekosystemie wodnym, tak samo powstaje pustka w systemie społecznym. Najbardziej aktywni, którzy inwestowali nad Odrą i robili turystykę, zaczynają odchodzić.
„Za szybko zaczęto łowić ryby”
Niektórzy jednak próbują powrócić do tego, co robili przed katastrofą.
– Spółdzielnia Regalica zaczęła na nowo odławiać ryby, ponieważ nie mają wyjścia. Zajmują się tym teraz, kiedy fauna Odry powinna być zostawiona w spokoju, aby mogła się odbudować. Ale oni muszą prowadzić tę gospodarkę. Nie mają innych propozycji. Zainwestowali w sprzęt, z tego utrzymują rodziny – mówił Ryszard Matecki.
Profesor Agnieszka Szlauer-Łukaszewska zwraca uwagę, że łowienie ryb zaczęło się zdecydowanie za szybko.
– Te ryby, które przeżyły, mogłyby wiosną odbyć tarło i zasilić ekosystem. Teraz to po prostu marnotrawstwo. Wiem, że Spółdzielnia Regalica prowadzi zarybienia, ale najlepiej, kiedy ryby wytrą się same. Poza tym spółdzielnia nie zarybia wszystkimi gatunkami ryb tylko mniej niż połową. To samo tyczy się połowów wędkarskich. Ta ryba jest męczona, raniona. Jeżeli jest dużo wędkarzy i jest duża presja, to może być nawet wielokrotnie zmęczona w ten sposób. A one mogą dać nowe życie wiosną – tłumaczy naukowczyni.
„Kto teraz zaufa?”
Według Ryszarda Mateckiego pustka społeczna nie wypełni się tak szybko.
– Kto teraz zaufa? Ta katastrofa może się powtórzyć. Słyszymy głosy naukowców. Kto się porwie i otworzy wypożyczalnię łodzi nad Odrą albo zainwestuje w agroturystykę? Kiedy nie wiadomo, co będzie jutro? Nie wiemy jaka będzie przyszłość.
Rysownik ma nadzieję, że katastrofa na Odrze otworzyła oczy wielu mieszkańcom. – Mam nadzieję, że przyszłością będzie edukacja ludzi, aby mieli świadomość jakie wartości niesie ze sobą rzeka i jakie korzyści możemy z niej czerpać, kiedy będzie zdrowa – dodał.
Komentarze
0