„Można śmiało powiedzieć, że to z polskiego undergroundu wyszła iskra, która wznieciła Jesień Ludów w Europie w 1989 roku, kiedy rozpadł się blok wschodni”, „Są dowody na to, że dzika energia wstrząsnęła stolicami bratnich państw socjalistycznych...”, pisze Rafał Księżyk w swej najnowszej książce „Dzika Rzecz. Muzyka i transformacja. 1989-1993”. Ta pozycja to reportażowa narracja, którą czyta się jednym tchem, najlepiej jeszcze słuchając przy tym Armii, Izraela lub Kultu.
Kasety zamiast kompaktów
Chociaż znajdziemy w tym tomie wiele syntetycznych porównań i precyzyjnych analiz, to jednak nie jest to pozycja o charakterze naukowym. Rafał Księżyk pewnie mógłby taką książkę napisać, ale – jak sądzę – temat, którym się zajął, zbyt mocno wiąże się z jego własnymi wrażeniami i subiektywnymi przemyśleniami. Niemało zatem w „Dzikiej rzeczy” prywatnych wspomnień z opisywanego czasu, a nawet zwierzeń. Już w pierwszych zdaniach trafiamy na odpowiedź na pytanie, jaki był najlepszy koncert, w którym autor brał udział. Księżyk pisze też o studenckich imprezach w akademiku na Radomskiej, o kasetach, które wtedy kupował (bo na kompakty niekoniecznie było go stać), a nawet o tym jak podśpiewywał refren pewnego hitu Róż Europy.
Techno terror i urojenia
Jednak to relacje muzyków, producentów, reżyserów i wszelkiego rodzaju animatorów życia kulturalnego, spisane i skomentowane przez autora, są główną treścią tego blisko czterystastronicowego tomu. Wiele tu wypowiedzi Pawła „Kelnera” Rozwadowskiego, który odszedł od nas niedawno i chyba, niestety, nie doczekał widoku „Dzikiej reczy” na księgarskich półkach. Był muzykiem takich grup jak Deuter czy Izrael. Założył też (wraz z Robertem Brylewskim) duo Max i Kelner – często wspominane w tej książce za sprawą występów na żywo i płyty „Techno terror”, która przewrotnie, ale bardzo celnie, opisuje czas chaosu i kształtowania się „nowego ładu społecznego”.
Księżyk ułożył zresztą kanon najważniejszych płyt tego czasu i umieścił ów spis na końcu książki. Jest to świetna „ściąga” dla tych, którzy dopiero zapoznają się z tym, co ważnego polscy muzycy stworzyli w latach 1989-1993. Obok „Techno terroru” wymienił m.in. płytę Apteki „Urojonecałemiasta”, „Copula Mundi” grupu Kinsky czy „1991” Izraela. Tym albumom poświęcił osobne fragmenty książki, doceniajac ich wielką wartość ponadmuzyczną.
Narkotyczny hedonizm i emancypacja
Autor nie po raz pierwszy udowadnia, że ma umiejętność barwnego i przejrzystego definiowania pewnych zjawisk, trendów czy nurtów. „Psychodeliczna kultura rave to nie tylko dreszczyk nielegalności, narkotyczny hedonizm i transowy taniec, ale też romantyczna utopia, w której maszynowa muzyka napędzała wizje kosmicznych przestrzeni, ucieczki od cywilizacji i powrotu do natury i niewinności”, pisze na początku rozdziału pt. „Metafizyka społeczna”. Wyraźnie zależy mu na tym, by nie faworyzować muzyki rockowej czy punkowej, ale przypominieć też o zjawiskach, które chyba jeszcze nie doczekały się w Polsce poważniejszej recepcji i opracowania. Dlatego pisze także o scenie techno, rave, o działaniach grupy Ziemia Mindel Würm i podejmuje kwestię emancypacji polskich artystek (rozmawiał na ten temat z członkiniami zespołu Oczi Czione i Małgarztą Tekiel z zespołu Będzie Dobrze, która grała też w Pudelsach, a obecnie w grupie Pochowane). Po 1989 roku gitarzystki i wokalistki rockowe doszły wreszcie do głosu i warto ten fakt odnotować.
Praffdata, Lalamido i dzika rzecz
Ciekawe postacie, uczestnicy i organzitorzy zdarzeń, którzy pojawiają się w „Dzikiej rzeczy” to m.in. Jarosław Guła z grupy Praffdata, wrocławski dj, montażysta Mniamos. Nie mogło zabraknąć w tej konstelacji także Pawła Konjo Konnaka, prowadzącego w latach 90. słynny telewizyjny program „Lalalmido, czyli porykiwania szarpidrutów” oraz Macieja Chmiela, autora radiowych programów w Trójce (jeden z nich nazywał się „Dzika rzecz”).
Księżyk przywołuje także ważne wtedy miejsca, czyli legendarne kluby takie jak Fugazi, Moskwa i Filtry w Warszawie, C14 w Gdańsku czy Bukner Punx w Łodzi. To w nich spotykali się fani na konkretnych wydarzeniach, doświadczając różnych wymiarów kultury alternatywej, nierzadko w oparach niekoniecznie dozwolonych substancji.
W „Dzikiej rzeczy” znajdziemy także obraz rynku muzycznego, na którym pleniły się pirackie kasety, rodziły się nowe festiwale (np. „Energia Sztuki” w Żarnowcu), powstawały teledyski (tworzone przede wszystkim przez nieocenionego Yacha Paszkiewicza). W tej wciąż przeobrażającej się materii biznesowej dobrze sobie radzili fonograficzni „dzicy kapitaliści”, oferujący muzykom walizki pieniędzy za nagranie płyty i później nie przysyłający żadnych raportów ze sprzedaży kaset i kompaktów.
Alternatywa, yass, metal i Hey
Erudycja Księżyka przejawia się w opisywaniu nie tylko alternatywy, rocka, yassu, ale nawet... metalu. W książce jest wzmianka o Acid Drinkers oraz duży akapit o grupie Vader i pierwszym polskim klipie, który został stworzony przez MTV do utworu „Dark Age”. Autor wchodzi też na teren „stadionowego” rocka, odnosząc się do sukcesów takich grup jak Hey (opisuje przygody tej ówcześnie szczecińskiej grupy z menadżerką Katarzyną Kanclerz) czy Wilki. Nie pomija chyba zatem żadnej istotnej sfery kultury muzycznej pierwszych czterech lat po Okrągłym Stole. Czas przełomu, wywołujący nadaktywność undergroundowych oraz erupcję alternatywnych artystów, doczekał się więc bardzo wnikliwego i kompetentego kronikarza.
Komentarze
0