Życie nigdy nie bywa proste, a nasze wybory nie zawsze są słuszne. Czasami potrafią sprowadzić prawdziwą katastrofę. O takim właśnie splocie wydarzeń, w swojej nowej książce, noszącej tytuł „Nadzieja”, opowiada Katarzyna Michalak.
Lilianna jest małą, samotną, urodzoną na wsi dziewczynką. Jej matka umarła przy porodzie, a ojciec to pijak. Dziecko nie ma żadnych przyjaciół i bez przerwy stara się usuwać w cień. Jej życie staje się radośniejsze dopiero w chwili, gdy w lesie, znajduje nieco starszego od siebie, rannego chłopca – Aleksieja. Od tej pory zyskuje przyjaciela na dobre i złe.
Książka napisana została w dość nietypowy sposób. „Teraz” przeplata się z tym co było wcześniej. Bohaterka wspomina swoje życie od kiedy skończyła pięć lat, do czasu, aż pod koniec powieści, dzieli się z czytelnikami informacją dlaczego i przed czym ucieka. Śledząc jej historię otrzymujemy jedynie urywki i fragmenty – strzępy jej rzeczywistości i świata. Pod koniec tomu cała historia znowu zamienia się w „teraz” i ciągnie tak aż do ostatnich stron.
Przyznam szczerze, że jestem wielką miłośniczką książek Katarzyny Michalak, a moja miłość rozpoczęła się wraz z lekturą „Poczekajki”. Później powieści zdarzały się autorce lepsze lub gorsze, ale wszystkie, bez wyjątku, czytałam z zapartym tchem. Jeżeli jednak chodzi o „Nadzieję”, to powieść ta jest zupełnie inna niż wszystkie poprzednie. Wbrew opisowi i sugestii tytułu, to dosyć smutna historia dwojga ludzi, którzy nie umieli odnaleźć się we własnym życiu. Zamiast kochać się nawzajem jedynie uparcie się ranili. Akcji właściwie powieść nie ma żadnej – wszystko to są wspomnienia, a gdy pod koniec autorka wreszcie rzuca czytelników w wir zdarzeń, ujęte zostają one skrótowo i bez specjalnej magii opisów, niczym scenariusz filmu. Właściwie cała książka nasuwała mi na myśl serial telewizyjny – skonstruowany głównie po to, żeby zaskoczyć czymś czytelnika, ale z pewnością nie ku pokrzepieniu serc i naszej radości.
Oprócz tej skrótowości i takiego stylu pisania, który kojarzy się z wyrzucaniem z głowy myśli – szybciej, żeby nie zapomnieć - to powieści niczego złego zarzucić nie mogę. Jest ciekawa, wciąga niesamowicie, naprawdę ciężko się od niej oderwać (choć momentami ma się ochotę książką rzucić o ścianę). Cóż, emocji swoim czytelnikom (a właściwie przede wszystkim wiernym czytelniczkom) Katarzyna Michalak dostarczyła naprawdę wiele. Czy jednak są one pozytywne czy negatywne, o tym po przeczytaniu musicie zdecydować sami.
Wydanie powieści jest bardzo ładne. Okładka zachwyca nie tylko graficznie, ale dodatkowo jeszcze wykonaniem – należy co prawda do broszurowych, ale za to do tych ze skrzydełkami, którym nie zaginają się rogi. Fragmenty tekstu zaznaczone zostały różnymi czcionkami, także nawet mimo tego, że treść jest „postrzępiona” na kawałki, nie sposób się w niej pogubić. Od strony edytorskiej również wydawnictwo się popisało. Sądzę, że pod tym kątem, nowa seria „z czarnym kotem” zapowiada się naprawdę wspaniale.
Bardzo trudno przychodzi mi podsumowanie tego tytułu. Twórczość Katarzyny Michalak w dalszym ciągu ma w sobie „to coś”, jest niezwykła, ciekawa i wciągająca. Jednak w wypadku „Nadziei” czuję się zawiedziona, że to już nie jest ta literatura, która przywraca wiarę w ludzką dobroć, szczęście i radość życia. Jako intrygującą lekturę od której nie można się oderwać ani na moment – polecam, jako książkę na poprawę humoru – zdecydowanie nie.
Komentarze
0