Marek poszukuje miłości. Kiedy poznaje Jowitę, postanawia zaryzykować i proponuje, by byli ze sobą od samego początku szczerzy do bólu. Jak się okazuje, był to dobry sposób na rozpoczęcie znajomości. Ale czy odpowiedni, by stworzyć związek aż do grobowej deski?
Trzydziestopięcioletni Marek zmaga się z problemami dnia codziennego – niedawno rozstał się z dziewczyną, w pracy układa się nie najlepiej, stosunki z rodzicami można uznać za poprawne. Lubi wypić dobrą whisky, wyjść do klubu i spędzić noc ze znajomymi na mieście. Jednak chce się również ustatkować, stworzyć rodzinę, znaleźć głębszy sens życia niż egzystencja z dnia na dzień. Poznaje Jowitę i wygląda na to, że jest to początek lepszego jutra. Dziewczyna wydaje się być chodzącym ideałem, jednak wystarczy kilkadziesiąt stron, by się przekonać, że nie wszystko jest takim, jakim się wydaje.
Niespodziewane zwroty akcji, ale cały czas prawdopodobne, czynią książkę niezwykle wciągającą, nie rozleniwiającą czytelnika, bez przerwy utrzymującą w nim zaciekawienie. Akcja toczy się sprawnie – z całą pewnością Marek nie ma nudnego życia, lecz cały czas jest to życie tak zwyczajne, że mogłoby przydarzyć się każdemu Kowalskiemu. Realizm zdarzeń jest ogromnym atutem książek obyczajowych – czytelnik musi wierzyć, że takie rzeczy, które przytrafiają się bohaterowi, są możliwe. Przesycenie powieści niemożliwymi zwrotami akcji i cliffhangerami w każdym rozdziale po prostu może zmęczyć. Tu wszystkiego jest w sam raz.
Przyjemność czytania tej książki na pewno wynika z prostego języka, który nie męczy. Wydaje się wręcz, że czytelnik siedzi obok bohaterów przy szklaneczce whisky i prowadzi z nimi dyskusje. Choć momentami rozmowy między postaciami są prowadzone językiem za bardzo potocznym jak na książkę, to jednak przemyślenia Marka są zawsze starannie napisane. Dzięki takiemu zbalansowaniu językowemu czytelnik nie odczuje zmęczenia książką, którą można przeczytać w kilka wieczorów. Nie podejrzewałabym mężczyzn aż o takie relfeksje dotyczące uczuć, o tak dokładną analizę związków międzyludzkich, jakich dokonuje w swojej głowie Marek. Zazwyczaj to kobiety są tymi bohaterkami książek, które kierują się emocjami, zostawiając za sobą zdrowy rozsądek, a tym razem czytelnik ma okazję zapoznać się ze sposobem myślenia mężczyzny, co może być cennym doświadczeniem dla każdej dziewczyny.
To też opowieść o tym, jak niewypowiedziane sekrety mogą zniszczyć relacje międzyludzkie, jak mogą skomplikować naprawdę proste w rozwiązaniu sprawy, jak uniemożliwiają spełnienie marzeń i pragnień. To książka o tym, że czasami zwykła rozmowa jest tym, co rozwieje wszelkie wątpliwości.
Książkowy Szczecin jest urokliwy, a zarazem przystępny. Nie jest wyidealizowany, nie jest zdemonizowany. Jest niezwykle prawdziwy; są miejsca znane jak i te wymyślone. To miasto, które warto poznać.
Choć to trzecia część w ramach tzw. „tryptyku szczecińskiego”, ogromną zaletą książki jest fakt, że bez znajomości dwóch pierwszych, bez problemu można po nią sięgnąć. Historia ma swój początek i koniec, stanowi jedną całość, co odbieram jako niesamowity walor – mogę przeczytać tyle elementów cyklu, ile chcę i nadal będę zorientowana w fabule.
Nie spodziewałam się, że z pozoru zwykła "obyczajówka" może tak bardzo zaabsorbować moją uwagę. Już nawet kryminałom trudno jest mnie zaskoczyć, a tej książce się udało – za co ogromny plus. Nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić do przeczytania tej książki, a sama cierpliwie czekam na kolejną powieść Marka Frengera.
Komentarze
0