Oczekiwania były na pewno duże. Marek Bieńczyk od czasu otrzymania Nagrody Nike jest już twórcą zdecydowanie bardziej "obserwowanym" niż wcześniej. "Jabłko Olgi, stopy Dawida" to dowód na to, że ten twórca wciąż unosi się na wysokiej fali inwencji i erudycji. Książkę opublikowała Wielka Litera.
Ten pokaźny, bliski czterystustrustronicowy tom, to przede wszystkim zbiór esejów, ale jednak nie tylko ta forma w nim występuje. "Jabłko Olgi..." zaczyna się bowiem od fragmentów prozy - dwóch miniatur, które nadały tytuł całej książce. Postacie w nich ukazane spotkamy jeszcze później w esejach i kolejnych mini-opowiadaniach. Olga zjawi się choćby w "Karandaszu".
Bieńczyk już nie jeden raz odwoływał się do wydarzeń z piłkarskich boisk. W tym zbiorze m.in. przypomina i opisuje zachowanie Zinadine Zidane`a z pamiętnego finału Mistrzostw Świata, w którym Włosi pokonali Francuzów, a kapitan trójkolorowych dramatycznie zakończył swój udział w spotkaniu. "... w tej berlińskiej nocy, która usidliła go, wepchnęła w kosmiczną ciemność, coś w nim postanawia odejść, zdezererować z meczu, z własnej w nimobecności, z własnej roli, z widowiska, z wszystkiego. Popełnia więc swój gest, swój wielki gest melancholijny" tak puentuje to zdarzenie Bieńczyk. W rozdziale "Dłonie na wietrze", w którym znajdziemy ten fragment autor analizuje wymowę gestu jako takiego, przywołując m.in. cytaty z Milana Kundery i Marcela Prousta.
W fikcyjnej wymianie listów miedzy Janem Jo Rabendą i jego korespondenycyjnymi znajomymi, przypomina futbolową perłę litearcką- książkę "Klub jedenastu" Eduarda Bassa z 1922 roku. Odnosi się zarówno do literackiej klasyki (choćby bardzo wnikliwie kartkując "Sylwię" Nervala) , ale pisze również o ksiażkach bardzo nowych (przykładem jest "Wschód" Andrzeja Stasiuka).
Trudno w krótkiej recenzji pomiścić wielośc zagadnień, którym autor posięca swoje teksty. Malartwstwo Hoppera, porównanie pisarstwa dwóch geniuszy literatury dla młodzieży - Niziurskiego i Bahdaja, , rysunki Sempego czy ucieczkowe mistrzostwo Harry`ego Houdiniego, to kolejne tematy obecne w tym tomie.
Najwięcej czułości, a przy tym emocjonalnego stylizowania doswiadcza czytelnik przy lekturze eseju "Gruba". Rozpoczynasię rozważaniami na temat powieści A.Minkowskiego "Gruby", a dalej autor kontynuuje swój wywód dotyczący historycznej i kulturowej kwestii otyłości, by przejść później do prywatnych wspomnień dotyczących matki. Ona, bardzo lubiła ciasta i i wszelkie słodycze, a całe życie próbowała bezskutecznie schudnąć. Jednym z najsmakowitszych passusów całej książki jest niewątpliwie krytyczna "analiza" tworczości Bieńczyka właśnie przez matkę przeprowadzona. "... kiedyś powiedziała mi: – W szkole uczyli mnie, że jest zdanie (kiwałem głową). W zdaniu jest rzeczownik (kiwałem głową), następnie (szukała w myślach)… czasownik (potakiwałem). A dalej (dłuższa chwila milczenia), a dalej jest przymiotnik albo coś o miejscu (potakiwałem). Ale u ciebie, synu, jakoś tego nie widzę".
"Jabłko Olgi..." to bezsprzecznie lektura wymagająca, nie przeznaczona do powierzchownej kontemplacji, a skłaniająca do powracania do wielu jej fragmentów wielokrotnie. Bieńczyk nie poprzestaje bowiem na dotykaniu i estetycznej percepcji dziedzin, o których pisze. Jest w jego pisarstwie coś więcej, jest dążenie do dotarcia jeszcze głębiej, do przebicia się na drugą stronę...
Komentarze
0