"Mam 76 lat i sporo na sumieniu" - to jedno ze zdań wstępu do książki "Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca" Karola Modzelewskiego. Ta publikacja rekonstruująca doświadczenia z unikatowego życia autora, wydana przez Iskry, otrzymała już Nagrodę Literacką Nike, a ma też szanse na tytuł Historycznej Książki Roku.
 
Autor urodził się jako Cyryl Budniewicz w 1937 w Moskwie, a jego ojcem był  podchorąży wyższej szkoły oficerskiej, który wkrótce  został aresztowany i skazany na 8 lat łagru. Cyryl przyjął nazwisko przybranego ojca i dlatego znamy go jako Karola Modzelewskiego. Od 1941 uczęszczał do szkoły dla emigrantów politycznych w Leśnym Kurorcie pod Moskwą. Dopiero od 1945 roku, kiedy  wyjechał do Polski, zaczął się uczyć języka polskiego. O tych faktach ze swej biografii Modzelewski pisze w rozdziale "Dzieci ojczyzny". Cała książka nie jest jednakże chronologicznym zapisem wydarzeń.  „Wyznania poobijanego jeźdźca” to swoiste kalendarium najistotniejszych wydarzeń historii Polski powojennej, w którym autor  zawarł własne komentarze i refleksje na temat ludzi, których poznał i sytuacji, w których uczestniczył. Bezsprzecznie nie udawadnia jakichś z góry założonych tez, a raczej możliwie obiektywnie przedstawia przeszłość. Traktue ją z naukową rzetelnością i precyzją, nie pomijając jednakże własnych emocji, które mu towarzyszyły wówczas, gdy był uczestnikiem opisywanych zdarzeń.    
 
Najbardziej frapujące dla wielu czytelników będą zapewne doświadczenia i relacje zza krat. Modzelewski pierwszy raz trafił do zakłądu karnego w 1965 roku (po sprawie sądowej związanej z publikacją słynnego "Listru otwartego do partii")  i po odbyciu części z trzy i pół letniego wyroku został zwolniony. Po wyroku za udział w wydarzeniach marca 1968 roku, znów trafił do więzienia (przebywał m.in.w Wołowie).  Jak pisze "...mogłem wzbogacić swoje doświadczenie nie tylko o noweszczegóły i o nowo poznanych ludzi, ale także o to, co jest dostrzeglane wyłącznie z perspektywy  wiezienia dla recydywistów. Mam na myśli wiedzę o skutkach represyjnych i reedukacyjnych wysiłków podejmowanych przez administrację penitencjarną i o mechanizmach powrotu do przestępstwa". Dlatego przytacza fragmenty biografii innych osadzonych, ale również odnosi się do swoich rozmów z "klawiszami" czy dyrektorami jednostek penitencjarnych. 
 
Istotną tkanką tej niezwykłej autobiografii są dylematy, z którymi autor musiał się mierzyć w ważnych momentach życiowych. "Byłem rewolucjonistą poprzejściach.Uważałem, że doktryna Breżniewa stawia tamę naszym aspiracjom. Potym, jak sami wzięliśmy udział u boku Armii Radzieckiej w najeździe n a Czechosłowację, już nie wierzyłem, że rewolucyjny płomień, bez względu nato, gdzie się pojawi, z łatwością ogarnie całe imperium i sięgnie Moskwy.Ponadto byłem historykiem i wiedziałem, że jeśli teraz nie powrócę do pracy naukowej, ostatecznie wypadnę z obiegu". Dalej pisze o tym, że bez pracy naukowej i badań nad społecznymi i historycznymi zagadnieniami dot.Polski piastowskiej, nie byłby tym kim jest i dlatego "zaniedbania" działalności politycznej jednak nie żałuje  
 
W "Zajeździmy..." znajdziemy niemało zakulisowych opowieści, ubarwiających całość, jak choćby ta o zwolnieniu Jacka Kuronia z zakładu we Wronkach, kiedy usłyszał on od sędziego z wydziału penitencjarnego "My wiemy, że jesteście zasocjalizmem. Dlatego, Kuroń, będziecie zwolnieni warunkowo. Macie jednak wyznaczony okres próby na jeden rok i pamiętajcie - przez ten rok macie powstrzymywać się od nielegalnej działalności". Modzelewski nie ucieka też jednak od bardzo krytycznych i gorzkich spostrzeżeń  na temat sytuacji politycznej po 1989 roku. Już same tytuły i śródtytuły - takie jak "Skazy na urodzie Niepodległej" czy "Wolnośc bez braterstwa" znamionują, że Modzelewski nie ma złudzeń, że kraj po transformacji w wielu dziedzinach daleki jest od ideału. Tym większa jest zatem wartość tych rozważań i konstatacji, poczynionych przez człowieka świadomego zarówno własnych jak i narodowych ułomności.