Po pierwszych stronach drugiego tomu "Mojej walki" byłem rozczarowany. Sądziłem, że autor będzie kontynuował dramatyczny opis zdarzeń związanych ze śmiercią ojca, opisanych w tomie numer jeden. Tymczasem znalazłem się w Szwecji wiele lat później...A jednak dalsza lektura znów mnie poruszyła i wzmogła zainteresowanie dalszym ciągiem tej monumentalnej opowieści...
Norweski pisarz tym razem podjął przede wszystkim temat ojcostwa, relacji miedzy rodzicami a dziećmi, oraz między małżonkami. Znów stosuje metodę, która  tak dobry skutek przyniosła w przypadku prologu całej opowieści czyli  daleko posunięta szczerość w wyrażaniu swoich , swego nieudacznictwa wręcz. Karl Ove nie boi się pisać o tym, co czuł gdy to nie on, a inny mężczyzna wyważył drzwi i uwolnił jego żonę z łazienki (w której uszkodzony zamek  oparł się nawet ślusarzowi). Nie cofa sie przed nazwaniem samego siebie tchórzem i dokładnie opisuje uczucia jakie wzbudziła w nim ta sytuacja. Nie oszczędza siebie samego także w kolejnych epizodach. 
 
Analizuje  zachowania swoich dzieci, czyniąc nawet błahe zdarzenia obiektem swoich spostrzeżeń i wniosków dotyczących charakteru dwóch córek Heidi, Vanji i  syna Johna. Wiele zdań poświęca też literaturze, pisząc o Dostojewskim czy o esejach Hansena oraz filmowi (dokładając m.in. refleksje o "Dzisiejszych czasach" Chaplina) oraz swojej własnej katorżniczej wręcz pracy nad książką, którą musiał dokończyć zgodnie z wyznaczonym przez wydawnictwo terminem. " "Popadłem w absolutną manię. Pisałem bezprzerwy. Sypiałem dwie albo trzy godziny na dobę, liczyła się wyłącznie powieść..."  
  
 
W "Mojej walce"  nie ma błyskotliwych sentencji, recept na dobre życie, także język jest często szorstki i mocny, aczkolwiek zdarzają się partie bardziej refleksyjne, zwłaszcza gdy autor pisze tym, co widzi z tarasu swego mieszkania. Wartością tej książki jest to, że w pozornej  prozaiczności opisywanych scen, rozmów i sytuacji autor lokuje wiele psychologicznych obserwacji i bezkompromisowych 
komentarzy.  O Szwecji, w której zamieszkał wraz z rodziną pisze z respektem wobec jej zalet, ale też nie ukrywa tego, co mu nie odpowiada w tym kraju "... Szwedzi, ci pedanci, bardzo sumiennie podchodzą do życia i gardzą ludźmi, którzy postępują inaczej (...) jak ja nienawidziłem tego małego, pieprzonego kraju ! W dodatku tyle tu zadufania!. Wszystko co tutejsze jest normalne, wszystko, co inne - nienormalne. A jednocześnie z otwartymi ramionami przyjmują wielokulturowość i mniejszości!" 
 

 

Ksiażkę z norweskiego przetłumaczyła Iwona Zimnicka, a kolejny tom  ma zostać wydany już jesienią tego roku.