Trzęsienie ziemi, a następnie 22 mln dolarów spadku do przejęcia... Tak zaczyna się "Silny wstrząs", dotąd nieznana polskim czytelnikom powieść Jonathana Franzena. To obyczajowo-sensacyjna proza, która zapewnia inteligentną rozrywkę, ale też coś więcej...
Niedawno ogłoszono, że Jonathan Franzen będzie jednym z głównych gości październikowego festiwalu Conrada w Krakowie. W tym roku ukaże się w Ameryce jego najnowsza powieść "Purity", a tymczasem wydawnictwo Sonia Draga proponuje nam zapoznanie się z wcześniejszymi książkami tego bardzo cenionego pisarza. Jedną z nich jest "Silny wstrząs", przetłumaczony przez Witolda Kurylaka, pierwotnie opublikowana w 1992 roku.
 
Wtedy jeszcze Franzen był uznawany był za twórcę obiecującego i godnego uwagi, ale to wydana w 2001 roku powieść "Korekty" (w Polsce opubilkowana w 2004 roku) sprawiła, że stał się autorem znaczącym, wymienianym wśród najlepszych, współczesnych prozaików. Lektura "Silnego wstrząsu" pozwala nam poznać jeden z etapów kształtowania się dojrzałości twórczej Franzena i dowiedzieć się jakie tematy były dla niego wtedy ważne.
 
"W wieku 23 lat Louis wyłysiał na czubku głowy, a z jego loków pozostało akurat tyle, by mógł się na nich zebrać deszcz ze śniegiem". Franzen tak opisuje głównego bohatera, przydając mu także innych nieszablonowych, a nawet groteskowych cech i informując nas na przykład, że pan Holland "wstąpił na Uniwersytet Rice`a jako potencjalny student elektrotechniki, a ukończył uczelnię z dyplomem z jezyka francuskiego". Inne postaci, to siostra Louisa, Eileen oraz jego babka, guru ruchu New Age, Rita Damiano Kernaghan,którą poznajemy tylko pośrednio, gdyż ona jest ofiarą trzęsienia ziemi na północnym wybrzeżu Ameryki. Wielomilionowy spadek, który pozostawia staje się zaś powodem rodzinnych niesnasek... 
 
"Silny wstrząs" to dzieło może trochę nazbyt eklektyczne, bo autor nie oszczędza słów, że się tak wyrażę. Na ponad pięciuset stroanch książki stykamy się z takimi kwestiami jak sejsmologiczne analizy, aborcja, korporacyjne machinacje czy nielegalne doktryny religijne.  To Ameryka z przełomu lat 80. i 90. poprzedniego wieku ze wszystkimi jej słabościami, ale nie jest to tylko pesymistyczna wizja rozkładu wartości choć opisy Bostonu, mogą przywodzić na myśl impresje, które zamieścił niedawno  Charlie LeDUff w swej książce o Detroit. Humor, którego Franzen nam nie skąpi, czyni tę intensywną literaturę bardziej strawną i przystępną, a co ważne postacie są nakreślone w tak sugestywny sposób, że pewnie niejeden czytelnik będzie skłonny z którąś z nich się utożsamić.
 
Ja przynajmniej dość szybko polubiłem Louisa,  a to głównie z powodu jego zaineresowania radiem. Dla niego ono "było czymś w rodzaju okaleczonego zwierzęcia lub opóźnionego w rozwoju rodzeństwa, dla którego zawsze znajdował czas, a jeśli ludzie się z tego śmiali, nigdy na to nie zważał..." Takich finezyjnych zdań jest w tej książce jeszcze więcej. I także dlatego uważam ją za interesującą.